Okrutnie zawstydziły się, gdy przeczytały punkt czwarty popołudniowego posta. Natychmiast ruszyły za mną, gdym szedł na balkon na fajeczkę. Wziąłem tedy aparat.
Choć słońce biło prosto w oczy, koty wystawiały pyszczki, jakby chciały też zadać kłam tezie, jakoby słońca nie lubiły. A mgiełki istotnie dziś żadnej nie było.
Nareszcie mogłem popstrykać bez błysku własnym aparatem - nie prosząc kochanej K., by użyła swej wypasionej lustrzanki z jasną stałką. Wyżej Nikon, niżej Canon.
Inne tematy w dziale Rozmaitości