ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka
57
BLOG

Przedpokój

ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka Polityka Obserwuj notkę 17

Pani minister zdrowia mówi, że zostając ministrem "swoje przekonania religijne zostawiła w przedpokoju". Znalazłem w internecie komentarz jakiegoś złośliwca (tym razem to naprawdę nie ja), który napisał "pani Kopacz od poniedziałku do piątku jest ministrem, w niedzielę jest katoliczką, a kim jest w sobotę?".

Niezależnie od perfidii tego postu, jest w nim schowane fundamentalne pytanie. Pytanie o tożsamość katolika, który obejmuje jakies ważne stanowisko i musi działać zgodnie z obowiązującym prawem. A prawo stanowione, jak to prawo stanowione, dzieło ludzkie, więc ułomne.

Ktokolwiek, kto podejmuje się pełnienia funkcji ministra w obecnej sytuacji prawnej w Polsce - stawia się w sytuacji potencjalnie ekskomunikowanego – powiedział ks. prof. Szostek. Czyli - ryzykuje.

Pamiętam, jak przed laty namawiałem znajomego, zaangazowanego katolika, aby został radnym w pewnym mieście. Odpowiedział: "Jestem katolikiem, nie zamierzam się babrać w tym bagnie". Gdy potem w mojej obecności narzekał na różne głupie decyzje władz samorządowych, za każdym razem słyszał ode mnie "Trzeba było zostać radnym, mógłbyś temu zapobiec. Lub przynajmniej próbować".

Tak źle i tak niedobrze. Gdyby rzeczywiście katolicy zostając ministrami mieli zostawiać swoją wiarę w przedpokoju, lepiej, żeby nimi nie zostawali. Nie po to Kościół namawia świeckich do aktywności politycznej, aby podejmując ją przestawali się kierować sumieniem przez wiarę ukształtowanym.

Kilka dni temu w komentarzu w portalu Wiara.pl napisałem: "Mam nadzieję, że minister zdrowia, podkreślająca często swoją przynależność do Kościoła, zechce uzupełnić publiczne deklaracje o działaniach według niezgodnego z wyznawaną wiarą prawa państwowego o świadectwo, co zrobiła w sprawie dziecka nastolatki z Lublina jako katoliczka. Jako katolik bardzo o to świadectwo proszę."

To, co ostatnio mówi pani minister jest smutne. Ale nie mniej smutne jest to, na co zwrócił uwagę ks. prof. Szostek. Takiej sytuacji nie jest winna tylko pani minister. Ponad rok temu była szansa stworzyć w Polsce w tej niesłuchanie ważnej sprawie takie prawo, które nie stawiałoby ministra "w sytuacji potencjalnie ekskomunikowanego". Została zmarnowana. Ale wtedy nikt (poza pewną partyjną młodzieżówką o niedobrej reputacji) nie krzyczał o ogłaszaniu ekskomuniki dla posłów marnujących okazję zrobienia czegoś dobrego i ważnego. A wtedy nie było sytuacji opisanej przez Jana Pawła II w Evangelium vitae, na którą lubią się powoływać politycy. Wtedy była możliwość wyboru dobra, a nie mniejszego zła. To ciekawe, że jeden z głównych promotorów proponowanych wtedy zmian dzisiaj nie pali się do wyrzucania pani minister z Kościoła (a tak na marginesie, przepadam za ludźmi, którzy sami mając w jakiejś dziedzinie umiarkowaną wiedzę, z wypowiedzi ekspertów wybierają tylko to, co im pasuje do założonej tezy).

Dzisiaj już sie domyślam, dlaczego wynik sejmowego głosowania był wtedy taki, a nie inny. Po prostu większość posłów katolików, bez względu na przynależność partyjną, zostawiła swoją wiarę w przedpokoju. A sumienie w sejmowej szatni.

Pytanie na koniec: kto ponosi większą winę - ten, kto stanowi złe prawo, czy ten kto zgodnie z nim postępuje?

Dziennikarz, który został księdzem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka