Wielkiej zacności i bywały w wysokich kręgach znajomy z Warszawy tłumaczył mi kilka dni temu, że polityka, to nie tylko te nieustanne awantury i pyskówki, którymi każdego dnia zasypują nas media, ale również ciężka, nieefektowna i nudna praca wielu ludzi, zajmujących się na co dzień rządzeniem, podejmowaniem decyzji, liczeniem publicznych pieniędzy i zabieganiem o to, co nazywa się czasem „dobrem wspólnym”. Jak znam mojego znajomego z Warszawy, to mówił szczerą prawdę. Sam zresztą przypuszczam, że ktoś całym tym przedsięwzięciem pod nazwą Rzeczpospolita Polska mimo wszystko musi kierować i robi to na tyle, na ile umie. A ja i miliony Polaków każdego dnia doświadczamy skutków właśnie tych działań. Raz lepszych, raz gorszych.
Nie każdy jednak ma zacnego i bywałego w wysokich kręgach znajomego w Warszawie, który odkryje mu drugie oblicze polityki. Zresztą nawet ja sam, choć takiego znajomego mam, to przecież od świtu do nocy siedem dni w tygodniu skazany jestem na przyjmowanie zupełnie innego obrazu polityki. W tej narzucanej mnie i milionom rodaków wizji polityki liczy się przede wszystkim to, czy jakiś poseł jeździł po pijanemu elektrycznym wózkiem po Cyprze, czy inny parlamentarzysta prawie pół wieku temu za dużo gadał w czasie przesłuchania przez SB, czy jeden wysoki urzędnik państwowy powinien gdzieś lecieć albo ilu gości będzie na imprezie organizowanej przez innego uczestnika naszego życia publicznego.
To przecież tylko igrzyska - powie ktoś. Jasne. Wiem, że igrzyska. I wiem nawet, że politycy od wieków oprócz zapewniania rządzonym chleba, starają się im zapewnić również igrzyska. Problem w tym, że dziś tych igrzysk w polskiej polityce jest stanowczo za dużo. W dodatku (w ramach oszczędności?) aktorami w nich występującymi są dziś wyłącznie politycy. I to niewielka trupa, która się już zapewne wielu opatrzyła i znudziła, bo wkoło wykonuje te same numery.
Każdy dzień w polskiej polityce jest dowodem, że pilnie trzeba nam tworzenia nowych elit, promowania nowych, inaczej ukształtowanych i uformowanych ludzi, którzy wezmą na siebie trud kierowania sprawami wspólnymi. Takich, którzy tę działalność i nas, naród i społeczeństwo, potraktują poważnie, a nie jak ciemną masę, którą należy jeszcze bardziej ogłupiać. Na razie widać działania dokładnie odwrotne. Gdy patrzę na młodych, których promują dziś w Polsce ugrupowania polityczne, strach mnie oblatuje. Mam wrażenie, że szykują się wyłącznie do organizowania igrzysk i widowisk. I niczego więcej.
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
Na piątek: Wierzysz, że Bóg może?
Inne tematy w dziale Polityka