To oczywiste, że Kościół katolicki w Polsce powinien zaaprobować maksymalnie konserwatywną wersję ustawy o in vitro, mimo że nie będzie w niej zakazu wykonywania tego typu zabiegów. A właściwie nie tyle powinien zaaprobować, ile siedzieć cicho, nie przeszkadzać, nie protestować i jedynie środkami duszpasterskimi zabiegać, aby treść przygotowywanej ustawy była jak najmniej szkodliwa.
W ten sposób Kościół katolicki w Polsce wybierze mniejsze zło. Mniejsze od sytuacji obecnej, gdy nie ma w naszym kraju żadnych uregulowań prawnych tak ważnej kwestii, jak sztuczne zapłodnienie. Każde prawo, choć trochę zmniejszające całkowitą dowolność i bezhołowie, jakie w tej materii panują w Polsce, będzie czymś dobrym. Milcząca akceptacja przygotowywanych pod egidą Jarosława Gowina rozwiązań będzie więc dopuszczeniem zła, ale po to, aby zaistniało również dobro. Chociaż trudno to podciągnąć pod zasadę podwójnego skutku.
Istnieje jednak poważne niebezpieczeństwo, że cicha zgoda Kościoła na ustawę o in vitro zostanie uznana w opinii społecznej, w tym również przez wielu katolików, za zgodę na zawarty w niej kompromis. Dzisiaj od niejednego polskiego katolika można usłyszeć, że akceptując obowiązującą od ponad 15 lat w Polsce ustawę z 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, przez jednych nazywaną antyaborcyjną, a przy innych aborcyjną, Kościół zgodził się na kompromis w sprawie aborcji. To kompletna bzdura, ale funkcjonująca (przy aktywnym wsparciu polityków i mediów) w całkiem sporej liczbie umysłów. Kościół w kwestii ochrony życia ludzkiego od poczęcia nie może iść na żadne kompromisy. I nawet jeżeli ten czy ów wielki teolog i filozof katolicki w przeszłości snuł refleksję nad możliwościami ustalenia, od kiedy człowiek jest człowiekiem, to faktyczne stanowisko Kościoła w tej kwestii można znaleźć nawet w nazwie jednego ze starych obchodów maryjnych - Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (stosunkowo późne ogłoszenie tego dogmatu nie wynika z braku wiary w tę prawdę, lecz z tego, że przez całe wieki nikt jej nie podważał, więc nie trzeba było dogmatycznych oświadczeń formułować).
Kościół katolicki ani w Polsce ani nigdzie indziej nie może "iść na kompromis" w sprawie sztucznego zapłodnienia. Dlatego myślę, że o ile w trakcie prac nad polską ustawą o in vitro Kościół oficjalnie powinien zachowywać milczenie, o tyle w chwili przyjęcia tej regulacji prawnej przez parlament i podpisania jej przez Prezydenta, powinien głośno, stanowczo i jednoznacznie, ale spokojnie i bez emocji przypomnieć, jakie jest w tej sprawie nauczanie Kościoła i oświadczyć, że uważa ustawę za mniejsze zło, tak, jak mniejszym złem jest ustawa dopuszczająca przerywanie ciąży. Złem jest każda zgoda na zabicie dziecka. Wymiar pozytywny ma fakt ograniczenia liczby takich zgód. Ten sam mechanizm dotyczy kwestii in vitro.
Ideałem byłby, gdyby Kościół nie musiał wprost podejmować oceny prawa i jakichkolwiek działań nad jego kształtem poza formowaniem sumień twórców prawa. Byłoby najlepiej, gdyby wszyscy parlamentarzyści słuchali swych prawidłowo funkcjonujących sumień i przyjmowali ustawy wyłącznie zgodne z przykazaniem miłości i Dekalogiem. Niestety, ten najlepszy ze światów, w jakim przyszło nam żyć, wciąż jest dopiero w drodze do doskonałości (że nie wspomnę o ludzkiej grzeszności). Dlatego potrzebny jest czasami głos Kościoła na temat prawa stanowionego przez ludzi. Ważne jednak bardzo kiedy Kościół ten głos zabiera i jakim mówi tonem. Zwłaszcza w takich kwestiach, jak aborcja, in vitro czy eutanazja.
Na czwartek: Największy i najmniejszy w jednym
Inne tematy w dziale Polityka