Nie mam najmniejszych wątpliwości, że 6 stycznia, uroczystość Objawienia Pańskiego, zwana dla zmylenia nie wiadomo kogo, świętem Trzech Króli, powinna być w Polsce dniem wolnym od pracy. Dlatego mam nadzieję, że złożenie właśnie w tym dniu w Sejmie aż dwóch projektów stosownej ustawy, przyniesie skutek.
Co prawda poseł Paweł Graś - specjalista jak widać zarówno od służb specjalnych, jak i od kalendarza - zdążył już nie tylko powtórzyć, iż Platforma pracy 6 stycznia będzie bronić jak... (No właśnie, jak czego? Jak socjalizmu?), ale nawet uzasadnić ten upór kryzysem finansowym i gospodarczym, ale ja jednak spodziewam się, że znane z konsekwencji i ścisłego realizowania swoich założeń programowych ugrupowanie ;-) znajdzie sposób, aby jakoś uzasadnić swoje w tej materii ustępstwo.
Upór partii sprawującej władzę w kwestii zamknięcia zakładów pracy 6 stycznia jest dla prostego widza tak niezrozumiały, jak potrzeba istnienia zderzacza hadronów, który zaraz po uruchomieniu popsuł się na długie miesiące (i podobno dzięki temu koniec świata został odwleczony). Jest to tym bardziej dziwne u ludzi, którzy starają się narodowi dogodzić i z zapałem wpatrują się we wszelkie możliwe słupki. W kwestii wolnego 6 stycznia (nawet zamiast 1 maja) słupki są jednoznaczne do bólu, a liczba podpisów, które w krótkim czasie udało się zebrać pod poprzednim projektem Jerzego Kropiwnickiego, to dodatkowy mający duży ciężar argument.
Coś mi się wydaje, że ten cały upór to jest raczej wyrachowanie. Wiadomo, że w Polsce i tak w końcu Objawienie Pańskie będzie dniem wolnym od pracy (nie wstydzą się takiego rozwiązania rozmaite unijne państwa, więc nie ma powodów, aby unikać go w Polsce). Problemem jest właśnie ten "koniec", w ktorym się to stanie. Wiadomo, że naród padnie w zachwyt nad tymi, którzy dadzą mu dodatkowy dzień laby. Dlatego coś mi podszeptuje, że kryzys ma się do obecnego uporu kolegów posła Grasia i jego samego w sprawie uwolnienia uroczystości Objawienia Pańskiego od pachnącej komunizmem etykietki "święto zniesione", jak piernik do wiatraka. Obawiam się, że chodzi jedynie o moment, w którym to wielkie "ustępstwo" na rzecz społeczeństwa zostanie wykonane. Nie może to być za wcześnie i za łatwo. W przeciwnym razie ludkowie Boży gotowi przy kolejnym wrzucaniu kartki do urny zapomnieć, kto mu umożliwił zorganizowanie sobie kolejnego długiego zimowego weekendu. Dlatego nie zdziwię się, jak za jakis czas dowiemy się, że 1 maja nadal może być wolny, a 6 stycznia ogół dostaje w prezencie, jako potwierdzenie skuteczności polityki miłości.
A narazie musimy jakoś przetrwać ostatnie już w naszym kalendarzu "święto zniesione". I niech katolicy pamiętają, że to jedyny taki dzień w roku liturgicznym, kiedy mimo braku wolnego, mają obowiązek uczestnicztwa we Mszy św. Katolicy zasiadający w rządzie, parlamencie i gdzie tam jeszcze (na przykład w partyjnej komisji od przerabiania projektu ustawy bioetycznej firmowanego nazwiskiem posła Gowina albo w Komisji Majątkowej), też.
Kto podrzucił Kościołowi w Polsce kukułcze jajo?
Na wtorek Za gwiazdą
PS. Ten wolny dzień 6 stycznia to musi mieć rzeczywiście ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa państwa. Nie tylko w PO wypowiadał się ostatnio na ten temat specjalista od służb specjalnych. PiS też wydelegował na konferencję prasową w tej materii byłego szefa kontrwywiadu ;-)
Inne tematy w dziale Polityka