Pamiętam czasy, gdy w Polsce ateizm był wyznaniem państwowym. Nie byłem duży, gdy pierwszy raz w życiu usłyszałem, że religia to opium dla ludu. Co prawda nie wiedziałem wtedy, co to jest opium, ale zdanie wypowiedziane było takim tonem, że od razu się domyśliłem, iż nie chodzi o nic dobrego. Zwłaszcza dla ludu pracującego miast i wsi.
Dzisiaj słyszę co chwilę w Polsce biadania, że jesteśmy państwem wyznaniowym. Słyszę je w mediach tak często i z takim nasileniem, że mógłbym pomyśleć, iż katolicka mniejszość uciska ateistyczną większość. Na szczęście znam wyniki badań religijności Polaków robione przez instytucje, które z Kościołem nie mają nic wspólnego i wiem, że ponad dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa deklaruje przynależność do grona ludzi wierzących po katolicku.
Niedawno brałem udział w programie telewizyjnym na temat ateizmu. Naprzeciwko mnie siedział sobie dość młody ateista, który włożył sporo wysiłku w to, aby oficjalnie wystąpić z Kościoła. Wyglądał całkiem sympatycznie. Oprócz mnie był do programu zaproszony jeszcze jeden ksiądz, który szczerze wyznał, iż przyszedł na nagranie głównie po to, aby wreszcie poznać prawdziwego ateistę. A nie był to ksiądz młody. Raczej taki w średnim wieku. Szybko zresztą się z okazowym ateistą dogadali i znaleźli wspólny temat. Wcale nie religijny. Zdaje się, że o rowerach.
U nas więc ateistów nie za dużo i więcej się o ateizmie gada, niż praktykuje. Ale - jak pisał św. Paweł - „kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł". Nigdy nie wiadomo, czy i do naszego kraju nie wróci zorganizowana promocja ateizmu. Tym razem nie siłami państwa, ale, że tak powiem, społecznymi. Zorganizowana po raz pierwszy jesienią ubiegłego roku w Wielkiej Brytanii akcja promocji ateizmu pod hasłem „Boga przypuszczalnie nie ma, więc przestań się martwić i ciesz się życiem" nie tylko właśnie jest powtarzana i znów Brytyjczycy oglądają ten napis na setkach autobusów, ale została wyeksportowana do kraju do niedawna uważanego za bardzo katolicki. Od kilku dni odbywa się również w Hiszpanii. A co najciekawsze - środki na reklamy organizatorzy zdobywają w drodze publicznej zbiórki. Hojność ludzi, którzy zdecydowali się wesprzeć reklamowanie ateizmu, przekroczyła kilkadziesiąt razy oczekiwania pomysłodawców.
Nie zdziwię się, jak za jakiś czas również w Polsce pojawią się billboardy reklamujące ateizm. W końcu skoro - jak się przed laty dowiedziałem - można eksportować rewolucję, to ateizm pewnie też. Co prawda importowana rewolucja połączona z urzędowym ateizmem się w Polsce nie za bardzo przyjęła, ale wcale nie ma pewności, że łatwo ulegający reklamom Polacy, nie kupią ładnie opakowanego ateizmu w promocji. Zwłaszcza w niedzielę w hipermarkecie.
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
Więcej na ten temat
Na piątek: Uspokójcie się
Inne tematy w dziale Polityka