„Biskup nie jest Bogiem”. Tę głęboką prawdę postanowiły przypomnieć wszem wobec organizatorki tegorocznej Manify, która ma się odbyć 8 marca. Super. Przygotowały też drugie hasło. Brzmi ono „Chcemy zdrowia, nie zdrowasiek”. Hmmm, mnie osobiście to hasło nie przekonuje, bo akurat często odmawiam zdrowaśki w intencji zdrowia różnych ludzi. Ale może organizatorki polskiej Manify zapatrzyły się na pewną Brytyjkę, która poczuła się głęboko dotknięta faktem, iż jedna z pielęgniarek chciała się za nią pomodlić. Może je też modlitwa obraża. Widać w niektórych środowiskach taka moda. I, jak to moda, zapewne przeminie.
W całej sprawie Manify zafascynowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, ideologia, wokół której impreza jest organizowana. „Wątkiem przewodnim tegorocznej Manify będzie negatywny wpływ hierarchów Kościoła katolickiego na tworzenie prawa w Polsce, jak w przypadku tzw. ustawy Gowina o in vitro - wyjaśnia w imieniu organizatorek Katarzyna Szaniawska z PK8M”. Fascynujące. Dość uważnie śledzę kwestię rodzącej się od miesięcy w naszym kraju ustawy bioetycznej i różne wpływy – pozytywne i negatywne – na jej kształt wypatrzyłem, ale jakiegoś szczególnego wpływu hierarchów Kościoła katolickiego nie zauważyłem. Chyba każdy obywatel ma prawo się wypowiedzieć na temat przygotowywanej ustawy. A z moich obserwacji wynika, że polscy hierarchowie katoliccy niczego więcej nie zrobili. Chyba, że według pań od Manify jak się jest katolickim hierarchą, to się traci podstawowe prawa obywatelskie. Ale ograniczanie praw niektórych grup obywateli to chyba cecha rozmaitych ustrojów totalitarnych, a nie demokracji. Panie tęsknią do takich ustrojów czy co?
Po drugie, panie organizujące Manifę postanowiły skopiować modny ostatnio w niektórych krajach zachodnich zwyczaj wykorzystywania autobusów do reklamowania nie tylko kremów, perfumów i innych możliwych do kupienia towarów, ale również rozmaitych tez, haseł i poglądów, mniej lub bardziej prawdziwych. I są oburzone, że właściciele autobusów w jednym z wielkich polskich miast nie chcą przypominać swoim pasażerom, że biskup nie jest Bogiem, ani nie chcą swoimi pojazdami firmować hasła „Chcemy zdrowia, nie zdrowasiek”. Może oni akurat chcą zdrowasiek? Ich prawo.
Aczkolwiek jestem pełen podziwu dla uzasadnienia, jakie pani reprezentująca właściciela autobusów napisała uzasadniając odmowę: „Zaproponowany przez państwa projekt ma w sobie silny czynnik socjalizujący, który ma wpłynąć na mentalność i osobowość odbiorcy, a w konsekwencji prowadzić do rozważań”.
Przyznaję od razu i bez bicia. Mój felieton ma wpłynąć na mentalność i osobowość odbiorcy, a w konsekwencji prowadzić do rozważań. Chociaż nie wiem, czy zawiera silny czynnik socjalizujący.
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
Na piątek: Warunki brzegowe
Inne tematy w dziale Polityka