Gdy na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku pojawił się w polskich mediach temat „testamentu życia”, Jarosław Gowin zapewniał, że nie ma on być „furtką do eutanazji”. „To nie jest legalizacja prawa do samobójstwa, to jest usankcjonowanie prawa do godnego umierania. Jest zasadnicza różnica między uporczywym podtrzymywaniem życia a prośbą o skrócenie tego życia” - tłumaczył. „Dotykamy tu spraw bardzo dramatycznych i sytuacji stosunkowo bardzo rzadkich. Myślę, że każdy z nas, ja na pewno, chciałby mieć prawo, by samemu decydować o tym, co ma się stać ze mną w sytuacjach skrajnych” - przekonywał.
Czy ogłoszony 10 lutego br., w przeddzień Światowego Dnia Chorego obchodzonego przez Kościół katolicki z inicjatywy Jana Pawła II, projekt polskiego „testamentu życia” spełnia to, co zapowiadał poseł Gowin? Mam wrażenie, że nie do końca.
Nauczanie przełożone na praktykę
Podając do publicznej wiadomości projekt polskiego „testamentu życia” ks. prof. Wojciech Bołoz powiedział: „Chodzi o to, by wprowadzić w społeczną świadomość i przełożyć na praktyczne postawy to, co od lat i tak jest oficjalnym nauczaniem Kościoła”. I sprecyzował: „Chodzi o to, żeby obecny był głos chrześcijan, iż niekoniecznie trzeba iść w kierunku eutanazji; że do zagadnienia umierania można podejść w sposób racjonalny i uwzględniający godność człowieka i żeby oddzielić eutanazję od pozwolenia człowiekowi na śmierć, kiedy już nie da się go ratować”.
Jak dokładnie brzmi to Oficjalne nauczenia Kościoła? Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza: „Zaprzestanie zabiegów medycznych kosztownych, ryzykownych, nadzwyczajnych lub niewspółmiernych do spodziewanych rezultatów może być uprawnione. Jest to odmowa "uporczywej terapii". Nie zamierza się w ten sposób zadawać śmierci; przyjmuje się, że w tym przypadku nie można jej przeszkodzić. Decyzje powinny być podjęte przez pacjenta, jeśli ma do tego kompetencje i jest do tego zdolny; w przeciwnym razie - przez osoby uprawnione, zawsze z poszanowaniem rozumnej woli i słusznych interesów pacjenta” (KKK 2278).
Druga autorytatywna wypowiedź w imieniu Kościoła to głos Jana Pawła II (który przed śmiercią prosił, aby pozwolić mu odejść do domu Ojca) zawarty w encyklice „Evangelium vitae”: „Od eutanazji należy odróżnić decyzję o rezygnacji z tak zwanej „uporczywej terapii”, to znaczy z pewnych zabiegów medycznych, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie są już współmierne do rezultatów, jakich można by oczekiwać, lub też są zbyt uciążliwe dla samego chorego i dla jego rodziny. W takich sytuacjach, gdy śmierć jest bliska i nieuchronna, można w zgodzie z sumieniem „zrezygnować z zabiegów, które spowodowałyby jedynie nietrwałe i bolesne przedłużenie życia, nie należy jednak przerywać normalnych terapii, jakich wymaga chory w takich przypadkach”. Istnieje oczywiście powinność moralna leczenia się i poddania się leczeniu, ale taką powinność trzeba określać w konkretnych sytuacjach: należy mianowicie ocenić, czy stosowane środki lecznicze są obiektywnie proporcjonalne do przewidywanej poprawy zdrowia. Rezygnacja ze środków nadzwyczajnych i przesadnych nie jest równoznaczna z samobójstwem lub eutanazją; wyraża raczej akceptację ludzkiej kondycji w obliczu śmierci” (EV 65).
Dwa wątpliwe punkty
W projekcie polskiego „testamentu życia” czytamy: „Niniejsze oświadczenie mojej woli dotyczy wszystkich osób podejmujących decyzje o leczeniu i prowadzących leczenie w sytuacji, gdybym z powodu choroby lub wypadku nie mógł(a) sam(a) podejmować decyzji lub wyrażać swojej woli. Wolą moją jest w takiej sytuacji:
1. Aby nie podejmowano wobec mnie nadzwyczajnych i nieproporcjonalnych działań przedłużających życie, o ile kompetentni lekarze stwierdzą, że działania te jedynie przedłużałyby moją agonię”.
To jeden z dwóch punktów tego dokumentu, które budzą moje poważne wątpliwości. Drugi brzmi: „3. Aby zapewnić mi możliwość umierania godnie i w spokoju, o ile to możliwe w ścisłej łączności z moimi najbliższymi oraz w znanym mi otoczeniu”.
Chociaż z całą pewnością projekt polskiego „testamentu życia” jest „z ducha” zgodny z nauczaniem Kościoła katolickiego, to jednaki moim zdaniem w porównaniu z zacytowanymi wyżej sformułowaniami z Katechizmu i encykliki zawiera zbyt wiele wyrażeń nieostrych i pozostawia pole do takich interpretacji, które mogą otwierać drogę do eutanazji. Obawiam się, że gdyby Elana Englaro podpisała taki dokument, jej życie zakończyłoby się dokładnie tak dramatycznie, jak to mieliśmy okazję obserwować w ostatnich miesiącach. Nie wątpię, że znalazłby się niejeden „kompetentny lekarz”, który sztuczne odżywianie Elany uznałby za „działanie nadzwyczajne i nieproporcjonalne, jedynie przedłużające agonię”. I przypomnę, że koronnym argumentem ojca Elany za odłączeniem jej od aparatury podającej jej pożywienie, było zapewnienie jej „możliwości umierania godnie i w spokoju”.
Nie interpretować
Myślę się, że dokument dotyczący kwestii tak fundamentalnej, jak życie konkretnego człowieka, nie powinien zawierać sformułowań nieostrych, pozostawiających szerokie pole do interpretowania ich treści. Gdybym miał podpisać testament życia, chciałbym jednoznacznie określić w nim swoją wolę na wypadek sytuacji, w której nie byłbym w stanie jej wyrazić. Nie można zapominać, że nigdy nie brakuje chętnych do interpretowania czyichś wypowiedzi po własnej myśli. Są nawet tacy, którzy słowa Jana Pawła II „Pozwólcie mi odejść do domu Ojca” zinterpretowali jako prośbę o eutanazję. Zrobili to tak przekonująco, że aż papieski lekarz Renato Buzzonetti musiał wyjaśniać, że terapii papieża-Polaka nie przerwano ani na moment i że nie lekarze byli adresatami tych słów.
Ks. prof. Bołoz w rozmowie z KAI zwrócił uwagę, że „Powinniśmy zacząć od określenia warunków uporczywej terapii a dopiero potem będziemy się zastanawiali czy można wprowadzić testament życia, na jakich warunkach i czy wystarczy dokument czy oświadczenie wobec krewnych a później ich zaświadczenie wobec lekarzy”. Niewątpliwie ma rację. Zanim zaczniemy precyzować sformułowania „testamentu życia” trzeba jednoznacznie zdefiniować „uporczywą terapię”. I chyba jeszcze jedno pojęcie, które ostatnio w dyskusjach nad dopuszczalnością eutanazji jest mocno nadużywane i rozszerzane. Trzeba ustalić, na czym polega „godna śmierć”. Jak widać, jest się nad czym zastanawiać i nad czym dyskutować.
Na sobotę: Ile ruchów do przodu?
Inne tematy w dziale Polityka