ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka
55
BLOG

Kazanie 2,5 godziny

ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka Polityka Obserwuj notkę 9

Reżyser filmu "Popiełuszko. Wolność jest w nas" w chwili, gdy zbrodniarze z SB mordowali księdza Jerzego miał szesnaście lat. I niestety w jego dziele to widać.

Nie kryję. Miałem w stosunku do filmu o ks. Popiełuszce wielkie oczekiwania. Nie bez osobistych powodów. Co prawda nigdy ks. Jerzego nie spotkałem, ale mogę bez popełnienia nadużycia powiedzieć, że jego śmierć była elementem mojego przygotowania do kapłaństwa. Gdy ginął ks. Popiełuszko, ja byłem klerykiem. Bardzo szybko wtedy przyszła mi do głowy myśl, że bycie księdzem oznacza w ówczesnej Polsce również taką możliwość - śmierć zadaną z niezrozumiałej nienawiści przez ludzi reprezentujących rządzących. Spodziewałem się więc dzieła wielkiego, porywającego, poruszającego do głębi. Dzieła pokazującego człowieka, który był księdzem i niósł ludziom wielkie przesłanie. Przesłanie, które komuś wydało się tak niebezpieczne, że wolał zabić niż pozwolić na jego dalsze głoszenie.

Dobrze mi tak. Gdybym nie miał tak wielkich oczekiwań, pewnie dzisiaj nie musiałbym walczyć z rozczarowaniem. Nie bo nie ma co udawać. Arcydzieło to to nie jest. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, aby dla jakiegokolwiek pokolenia dzieło Rafała Wieczyńskiego stało się filmem kultowym.

Piszę to z wielkim smutkiem, bo odnoszę wrażenie, że dzięki aktorowi odtwarzającemu postać tytułową, mógł to być film naprawdę oddziałujący. Nie znam się na aktorstwie, ale jak spora część widzów kinowych, potrafię się zorientować, czy aktor wie, jaka postać gra, czy nie. Adam Woronowicz w moim odczuciu na sto pięć procent wie, kogo gra. Woronowicz nie uprawia hagiografii. Gra normalnego faceta, który jest księdzem uwikłanym w wielką historię. Popiełuszko Woronowicza nie jest sztuczny. Jest żywy i realny. Ale co z tego, skoro cała reszta jest nadęta i powierzchowna? Jest taka, jak ówczesną rzeczywistość widział i zapamiętał szesnastolatek. Może to jest jakaś wartość. Dla mnie niestety - spory zawód. Ale - jak już wspomniałem - sam sobie jestem winien. I mój życiorys jest winien.

Nie pierwszy raz polskie kino zderza się z problemem pokazania nieodległej historii, z koniecznością przeniesienia na ekran bohatera, którego krewni i znajomi jeszcze żyją, z prezentacją człowieka-symbolu. I niestety okazuje się bezradne. Zresztą, nie tylko kino. W ogóle wszelkie przejawy sztuki. Nie umiemy rozmawiać szczerze i głęboko o naszej przeszłości, o naszych korzeniach. Pozwalamy na instrumentalizowanie wielkich i ważkich tematów na doraźne potrzeby przez polityków i nie tylko. I nie dajemy następnym pokoleniom fundamentu, na którym będą mogły budować swoją tożsamość.

Ks. Popiełuszko mógłby dla dzisiejszych nastolatków stać się kimś bardziej porywającym od Bonda, bo prawdziwym. Ale się nie stanie. Gdy po trwającym ponad dwie i pół godziny sensie wychodziłem późnym wieczorem z kina usytuowanego w centrum handlowo-usługowym zobaczyłem kilku nastolatków kręcących się wśród wystawionych tam samochodów. Zacząłem się zastanawiać, w której minucie wyszliby z sali, gdybym ich tam zaciągnął. Równie dobrze mógłbym im zaproponować wysłuchanie 2,5-godzinnego kazania. Chyba nie jestem odosobniony w tym poglądzie, bo gdy zapytałem idącą obok mnie dyrektorkę zespołu szkół katolickich, czy zamierza swoich uczniów przyprowadzić na "Popiełuszkę", usłyszałem "Zastanowię się". Na co towarzyszący nam dziennikarz zareagował ironicznie: "Spróbuj nie zaprowadzić, to zaraz na ciebie doniosą".

Mimo wszystko chciałbym żeby przynajmniej część dzisiejszych nastolatków ten film zobaczyła. Ale chyba nie prelekcje młodych pracowników IPN powinny uzupełniać te seanse. Raczej winni im towarzyszyć ludzie, dla których śmierć ks. Popiełuszki była wielkim życiowym wstrząsem, tragedią, przerażeniem. Ludzie, którzy własnym świadectwem uzupełnią to, czego w filmie zabrakło. Którzy wyjaśnią np. na czym polega różnica między pokazywanymi w filmie starciami solidarnościowych demonstrantów z milicją a dzisiejszymi gonitwami policji z kibolami. Albo wytłumaczą dla kogo były te dziwaczne paczki gromadzone w kurialnych korytarzach i dysponowane przez Maję Komorowską albo dlaczego w mieszkaniu księdza siedzi tyle młodych ludzi, którzy raczej powinni spędzać czas w pubach.

Nie cierpię długich kazań. Wiercę się i marudzę, gdy muszę słuchać rozgadanych rekolekcjonistów. Ale później jednak odkrywam, że w powodzi słów było sporo wartościowej treści. Z filmem "Popiełuszko" jest chyba podobnie. Trzeba go zobaczyć, bo on zaowocuje. Jak drzewko, które nie zachwyca wyglądem, ale jednak daje pożywne jabłka.

Na piątek: Post na weselu

Dziennikarz, który został księdzem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka