Niestety ma sporo racji redaktor Marek Zając, gdy pisze w dzienniku Polska, że "jedną z metod utrącania kandydatów na wysokie stanowiska kościelne bywa rozpowszechnianie opinii, że oto mamy murowanego kandydata, który musi wygrać w cuglach". Jest to zresztą metoda, która sprawdza się znakomicie przy wszelkich próbach wpływania na decyzje kadrowe w najróżniejszych instytucjach, nie tylko w Kościele. Ponieważ nie tylko Kościół nie lubi działać pod presją, wedle ujawnianych przez media scenariuszy. Nikt nie lubi.
Cieszę się, że znany z głębokiego zatroskania o dobro Kościoła red. Zając (nie ma w tym sformułowaniu żadnego podstępu ani ironii) tak wprost rzecz wyłożył, ponieważ należę do tych, którzy już od pewnego czasu są indagowani przez reprezentantów różnych mediów w kwestii wyniku zbliżających się wyborów przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że żadnych przecieków nie znam i mogę śmiało patrzeć w oczy moim rozmówcom, mówiąc, że chociaż zawód wróżki znalazł się na liście opublikowanej przez polskie Ministerstwo Pracy, to ja go nie wykonuję ani z usług wróżek nie korzystam, więc nie wiem, na kogo padną głosy 10 marca w sali przy warszawskim Skwerze kard. Wyszyńskiego.
Martwię się natomiast, że w tej samej gazecie, w której red. Zając tak uczciwie pisze o mechanizmach wpływania przez media na obsadę stanowisk kościelnych, pojawiło się coś, co jest wzorcowym przykładem zastosowania w praktyce tego, o czym red. Zając pisze. "Kard. Stanisław Dziwisz przewodniczącym Episkopatu, abp Kazimierz Nycz jego zastępcą. Takiego wyboru dokonają biskupi w trakcie Konferencji Episkopatu Polski" - ogłasza dziennik Polska z tygodniowym wyprzedzeniem. W myśl modnej ostatnio w naszych mediach zasady "Nie wiem, ale powiem".
Nie bardzo rozumiem po co. Dziennik Polska chce sprawdzać poziom przekory wśród polskich biskupów? Czy próbuje ostentacyjnie ingerować w sprawy personalne Kościoła katolickiego w Polsce?
Na wtorek: Prośba, nie podanie
Inne tematy w dziale Polityka