Tuż przed Międzynarodowym Dniem Kobiet Rada Europy opublikowała raport na temat kobiet. No i co wynika z raportu? Wiadomo co. Nie jest dobrze. Okazuje się, że kobiety w krajach Europy wciąż zbyt rzadko zajmują wysokie stanowiska polityczne.
Mało tego. Raport zwraca uwagę na „niewystarczający udział kobiet w podejmowaniu decyzji publicznych w Europie”. Według raportu odsetek kobiet-ministrów w Europie wynosi średnio niespełna 29 procent, a kobiet-parlamentarzystek - około 22 procent. Jednym słowem skandal i afera w jednym. Bo przecież są europejskie standardy, które mówią jasno i wyraźnie, ile procent polityków powinno być płci żeńskiej. Chodzi zaledwie o czterdzieści procent, czyli i tak męska przewaga jest zachowana. Mężczyźni nadal mogą sobie urządzać świat po swojemu, bo mają zagwarantowaną większość jak komuniści w Sejmie kontraktowym.
Dzięki raportowi wyjaśniło się, dlaczego Europa ponosi ostatnio szereg porażek politycznych. „Europa nie może grać i wygrywać, gdy połowa europejskiej drużyny jest wykluczona z zawodów” - orzekł sekretarz generalny Rady Europy Terry Davis. Facet.
Nie dziwię się, że w tej sytuacji nie wszystkie kraje udostępniły dane do raportu. Na przykład Polska nie udostępniła. To znaczy polski rząd nie udostępnił. Na pewno policzyli cichaczem kobiety we własnym gronie i w parlamencie i doszli do wniosku, że lepiej liczby utajnić przed światem. Mnie udało się dotrzeć do danych dotyczących polskiego parlamentu i niniejszym ujawniam, że w Sejmie jest 19,7 procent kobiet, a w Senacie kobiety to zaledwie 8 procent. Ile jest kobiet w polskim rządzie niech sobie każdy sam policzy. Niech nikogo nie zmylą przechwałki premiera, który w dniu zaprzysiężenia rządu zapewniał: „Mamy największy procent kobiet w historii polskiego rządu”. Ten największy procent w dziejach to mniej niż jedna czwarta! Do europejskich czterdziestu procent daleko!
Sytuacja jest trudniejsza niż się może wydawać. Wyczytałem w jednej mądrej analizie, że kobiety w Polsce w bardzo dużej części nie chcą być parlamentarzystkami ani ministrami. I nie poprzestają na tym. W wyborach nie głosują wcale na przedstawicielki swojej płci, tylko na mężczyzn.
Coś mi się wydaje, że polskie feministki czeka mnóstwo wysiłku. No bo jak zmusić kobiety, żeby robiły coś, czego nie chcą? A może jednak lepiej ich nie zmuszać? ;-)
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
Na piątek: Podniesiona poprzeczka
Inne tematy w dziale Polityka