"Zostałem ukrzyżowany za swój błąd i cudze grzechy" - oświadczył senator Tomasz Misiak. Wysoko człek mierzy. Ale z pewnością dobrze, że przynajmniej dopuszcza do siebie myśl, iż nie wszystko, co zrobił, było w porządku. Chociaż z drugiej strony, jak rozumieć zapewniania, że jego sytuacja była "najwyżej dwuznaczna”?
Oczywiście, wolałbym żeby senator nie używał w odniesieniu do swojej sytuacji porównań o podtekście religijnym. Ale skoro już ich żył, to domyślam się, że sytuuje siebie jako kogoś w rodzaju "dobrego łotra". ;-) Czyli w ostatecznej wymowie jako postać pozytywną.
Wierzę w zapewnienia, że wszystko, co w nagłaśnianej przez dziennikarzy sprawie zrobił senator, było zgodne z obowiązującym w Polsce prawem. Ale czy to wystarcza? Ostatnio coraz częściej przekonujemy się, że istnieje w nas głębokie wewnętrzne przekonanie, co jest w porządku, a co jest nie w porządku. Przekonanie, które ma się niejednokrotnie całkowicie nijak do stanu prawnego. Okazuje się, że obowiązujące na konkretnym terenie prawo stanowione przez ludzi w rezultacie kompromisu pomiędzy tym, co jest w porządku, a tym, czym poszczególne ugrupowania polityczne chcą się przypodobać swoim potencjalnym wyborcom, nie chroni ani interesów poszczególnych osób ani całych społeczności. Zwłaszcza, że to przypodobywanie się polega najczęściej na dopieszczaniu najsłabszych stron ludzkiej natury.
Trzeba senatora jak najszybciej zdjąć z krzyża, na którym sam siebie widzi. Nawet jeżeli jest to modny ostatnio w publicystycznych wypowiedziach krzyż "pluszowy". Trzeba przypomnieć, że nawet jeśli jest ofiarą niedoskonałości polskiego prawa, to cierpi również częściowo za swoje grzechy, bo jako parlamentarzysta jest przecież w wąskiej grupie Polaków bezpośrednio tworzących nasze prawo.
Wezwania, by prawo stanowione przez ludzi było jedynie uszczegółowieniem prawa naturalnego i aplikacją jego zasad do konkretnych sytuacji życiowych, są raczej źle odbierane. Zapanował mit, że prawo ma być kompromisem. To nielogiczna zasada, ponieważ zakłada z góry, że prawo nie broni bezwzględnie dobra, lecz otwiera furtkę dla zła.
Panuje dość powszechne przekonanie, że polityk (a także biznesmen), który nie zagłuszy w sobie sumienia, nie ma szans na sukces. Wygląda na to, że to przekonanie właśnie święci w polskim parlamencie kolejny sukces. Media donoszą, że definitywnie zrezygnowano z uchwalania porządnej ustawy bioetycznej.
Mógłbym powiedzieć: "a nie mówiłem?". Ale ludzie, którzy tak mówią, łatwo wpadają w pychę. A i tak jestem już dość nadęty ;-))
Na środę: Nie do zniesienia
Inne tematy w dziale Polityka