Jednym z popularniejszych trendów akademickiego świata idei jest posthumanizm, postulujący ściągnięcie Człowieka – z jego tragediami i komediami – z piedestału urojonej wyższości nad Naturą. Tradycja krytycznego posthumanizmu, poczynając od „cyborgów” Donny Haraway, na filozofii Bruno Latoura kończąc, kwestionuje sam podział na świat natury i domenę człowieka, wskazuje na jego umowność i niefunkcjonalność. „Niewidzialny college” pisarzy science fiction zdaje się wołać do krytycznych posthumanistów: „w zasadzie macie rację, ale źle zabieracie się do sprawy”.
Rozprawić się z humanizmem, z jego podziałem rzeczywistości na świat człowieka (kultury i polityki) i natury (faktów i konieczności), można na dwa sposoby: albo powiedzieć, że wszystko jest polityką, albo że wszystko jest naturą.
Tę pierwszą strategię prezentuje między innymi Latour, który przekonuje, że fakty i konieczność nie istnieją, że są jedynie konstruktami, wynikiem chwilowych stabilizacji sił między różnorodnymi aktorami społecznymi. Rzeczywistość jest plastyczna, wyzwaniem jest takie ukształtowanie procesu politycznego, by można ją było „zagnieść” w lepszy świat.
Autorzy SF, patrząc z perspektywy światopoglądu naukowego, mówią: ależ nie, konieczność istnieje, i to nie tylko w świecie natury, ale też w naszym, ludzkim, który sam jest przecież częścią przyrody. Nasze aspiracje, pragnienia, lęki są odległą pochodną mechanizmu, który każe bakterii podążać ku wyższym stężeniom glukozy. Nasza polityka i kultura, ich niezwykła złożoność, jest częścią tego samego procesu, który wygenerował galaktyki i ziemską biosferę.
Krytyczni i naturalistyczni posthumaniści zdają się być zgodni co do tego, że konieczność jest zła. Ale już pomysły, co począć z tym faktem, diametralnie się różnią. Posthumaniści spod znaku teorii kulturowej i krytycznej walczą z koniecznością poprzez zadekretowanie, że jej nie ma. Autorzy SF opisują światy, w których uniezależnienie odstatus quo (dlaczego mam taką a nie inną płeć, kolor oczu, zakochuję się, śmieszy mnie taki a nie inny rodzaj humoru, nie mogę oddychać pod wodą itd.?) są zagadnieniami praktycznymi, podlegającymi nie kulturowej, a materialnej modyfikacji.
Innym wspólnym punktem obu posthumanizmów jest stwierdzenie, że „kultura (i polityka) się liczy” – być może jest nawet najważniejsza. Jednak o ile krytycy mówią: „wolność wynika z polityki”, to naturaliści zakrzykną: „nie ma polityki bez wolności”. Jak bowiem mówić o polityce, jeśli asortyment możliwych działań skrępowany jest naturalną koniecznością? I jaki sens ma promocja kultury wobec zawstydzającego faktu, że jedynie nic nieznacząca część materii wszechświata potrafi myśleć? W odróżnieniu od koncepcji Latoura, autorzy SF skłaniają się bowiem ku ryzykownemu poglądowi, że jedynie byty obdarzone inteligencją i świadomością mogą uczestniczyć w polityce i tworzyć kulturę. Konsekwencją jest jeden z najbardziej spektakularnych motywów współczesnej SF: imperatyw przerabiania głupiej, bezrozumnej materii na sprytną, myślącą.
Pisarze opisują ten projekt na różnych poziomach i w różnej skali, ale Jacek Dukaj do problemu podnoszenia IQ wszechświata podchodzi chyba najbardziej radykalnie. W meta-fizyce „Perfekcyjnej Niedoskonałości” nie chodzi po prostu o mnożenie komputronium, myślącej materii, ale o kształtowanie samych praw fizyki w ten sposób, by optymalizować procesy obliczeniowe, które od nich zależą. Brzmi to dość złowieszczo i autorytarnie, musimy jednak zdać sobie sprawę, że tak zdefiniowanej rzeczywistości daleko do totalitaryzmu (choć jest on potencjalnym zagrożeniem). W wizjach SF „wszech-komputer” to naturalne środowisko dla nieskończonej różnorodności poglądów, estetyk, systemów wiedzy, całych światów. Jeśli określenie „wielość” Negriego i kolegów ma sens, to właśnie tam. To nasz Internet niewyobrażalnie zwielokrotniony. To świat, w którym „myśleć” oznacza „tworzyć”. To świat Ducha, o którym rozmawiamy w wywiadzie, w którym wszystko jest możliwe, gdzie polityka i kultura mogą osiągnąć swoją pełnię.
Czy rzeczywiście? Dukaj w „Linii Oporu” – wyciągając konsekwencje z konsekwencji – wraca do pytania o konieczność. Walczymy i będziemy z nią walczyć. Ale zwyciężając, co zyskujemy, a co tracimy? Po co robić politykę, skoro znikają „tematy”? Z czego sublimować kolejne reprezentacje kultury? I w końcu, skoro można być każdym/wszystkim, to dlaczego być kimkolwiek/czymkolwiek? To są pytania posthumanizmu, który przyjmuje do wiadomości istnienie faktów i konieczności. Odpowiedzi na nie, a przynajmniej ich sugestie – w „Linii Oporu” i w dzisiejszym wywiadzie.
* Łukasz Jonak, socjolog i teoretyk literatury
**Tekst ukazał się w nr 135 (32/2011) „Kultury Liberalnej” z 9 sierpnia 2011 r.
Inne tematy w dziale Kultura