Kultura Liberalna Kultura Liberalna
327
BLOG

OSOWSKI: W demokracji obywatel mówi "sprawdzam"

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 1

 Podstawą funkcjonowania demokracji jest to, by obywatel mógł powiedzieć „sprawdzam”. Do tego potrzebuje jednak dostępu do informacji – na tej podstawie kształtuje swoją aktywność. Patrzy, jak działa administracja, i może podjąć decyzję: zarówno polityczną, na kogo głosować, jak i osobistą, gdzie chciałby zamieszkać, z jakich usług może skorzystać. Obserwuje, jak podejmowane są decyzje mające bezpośredni wpływ na jakość jego życia – jak wydatkowane są pieniądze publiczne na ochronę zdrowia, jak długo czeka się na uzyskanie dostępu do poszczególnych świadczeń medycznych. Obywatel powinien mieć dostęp do wszystkich informacji, które nie są wrażliwe ze względu na ochronę prywatności albo ważne ze względu na bezpieczeństwo państwa.

Ograniczenia w dostępie do informacji publicznej bywają uzasadnione. W pewnych obszarach informacje posiadane przez państwo należy chronić ze względu na szkody, jakie mogłoby przynieść ich ujawnienie: osłabienie zdolności negocjacyjnych państwa czy naruszenie jego interesów majątkowych. Jest to racjonalne podejście, ale takie ograniczenia przewidywała już ustawa o ochronie informacji niejawnych, nakładano je w sposób sformalizowany, zgodnie z procedurami nadawania klauzul, po których nałożeniu dostęp do informacji niejawnych miały tylko uprawnione osoby. Obecnie, po wprowadzeniu poprawek do ustawy o dostępie do informacji publicznej, ogranicza się uprawnienia obywateli w bardzo nieprecyzyjny sposób. Nawet potencjalne naruszenie interesu państwa czy zdolności negocjacyjnych stanowi podstawę do odmowy udzielenia informacji. Bez nadania klauzuli, bez możliwości kontroli – wystarczy, że urzędnik wyobrazi sobie potencjalne zagrożenie. Niedookreślone sformułowania sugerują, że odmowa nie wymaga żadnej refleksji. W czasie prac nad nowelizacją ustawy same ministerstwa przyznawały, że ta poprawka nie jest potrzebna, gdyż dostęp ograniczać można na podstawie funkcjonujących przepisów.

Takie rozwiązanie jest trudne do przyjęcia dla obywateli. Już wiele lat temu Sąd Najwyższy orzekł, że każdy wyjątek czy wątpliwość powinna przemawiać na rzecz jawności. Wprowadzona ostatnio poprawka do ustawy niestety znosi tę zasadę: każda wątpliwość jest rozstrzygana na rzecz ograniczenia jawności. Jest to sprzeczne z obowiązującą od czternastu lat konstytucją. Także urzędnicy będą mieli trudności z zastosowaniem nowych przepisów, bo teoretycznie każdy ujawniony dokument może w przyszłości coś utrudnić. Państwo demokratyczne musi dbać o swoje bezpieczeństwo, ale nie składając na urzędnika obowiązek decydowania, czym jest „utrudnienie” lub „osłabienie zdolności negocjacyjnej”.

Tryb tworzenia nowych przepisów także budził wątpliwości. Rząd zaproponował to rozwiązanie, a posłowie postanowili, że wobec tylu wątpliwości należy z niego zrezygnować. Propozycja powróciła w trochę zmienionym kształcie w senacie, za sprawą senatora Marka Rockiego.

Trudno zgadywać, co popchnęło rządzących do wprowadzenia takiej zmiany. Nie jest to jednak odosobnione działanie – podobne pomysły pojawiały się na przykład w ustawie o finansach publicznych czy o rozwoju regionalnym, dotyczących wydatkowania środków europejskich, które też są środkami publicznymi. Jeżeli złożymy wszystkie tym podobne przepisy, zauważymy, że rządzący tworzą furtkę, którą spory strumień informacji wycieka spod kontroli obywateli. W wielu obszarach pojawiają się przepisy pozwalające na wyłączenie pewnych informacji z dostępu dla samego ich wyłączenia. Być może motywem jest efektywność – im mniej informacji udostępniamy, im mniej obywatele wiedzą, tym mniej się interesują i „przeszkadzają”. Odpowiadanie na pytania, które – jeśli pojawi się jedno – mają tendencję do mnożenia się, spowalnia proces. „Efektywnie” nie powinno jednak oznaczać „niejawnie” i „bez dyskusji”.

Do utrudniających obywatelom dostęp do informacji dołączył także Bronisław Komorowski, odmawiając udostępnienia zamówionych przez kancelarię analiz dotyczących OFE. Prezydent uzasadnił to stwierdzeniem, że nie są one informacją publiczną – nie zastosował żadnego ograniczenia, stwierdził jedynie, że opinie te zostały zamówione zgodnie z jego własnymi prerogatywami. Czyżby nie rozumiał, że każda informacja o funkcjonowaniu szeroko rozumianej władzy jest informacją publiczną? Słabość argumentu – który prowadziłby do stwierdzenia, że artykuł 61. Konstytucji RP, określający jawność funkcjonowania władzy, nie dotyczy prezydenta – potwierdził Wojewódzki Sąd Administracyjny. To kolejny błąd naszej władzy, Konstytucja RP nie pozostawia tu wątpliwości. Żaden urzędnik, także głowa państwa, nie może decydować, co podlega lub nie podlega konstytucji. Obowiązuje ona nas wszystkich, a w zakresie dostępu do informacji publicznej – całą administrację, która musi udostępniać informacje o tym, co i jak robi, jakie opinie dostaje.

Być może nieujawnione dokumenty negatywnie opiniowały konstytucyjność ustawowych rozwiązań, a może chodziło o coś zupełnie innego? Słyszy się plotki, że być może opinii wcale nie było, choć pojawiają się także informacje, że Kancelaria Prezydenta zapłaciła za nie ponad 30 tysięcy. Tyle że w demokracji nie możemy funkcjonować na podstawie plotek, powinniśmy korzystać z informacji posiadanych przez administrację. Dostęp do informacji publicznej ma na celu właśnie to: by obywatel nie musiał się domyślać, jakie były przesłanki podjęcia decyzji, tylko mógł sięgnąć do dokumentów i się dowiedzieć. Nawet jeśli w połowie tego roku zapadnie wyrok przed NSA w sprawie odmowy udostępnienia informacji przez prezydenta i sąd zobowiąże go do udostępnienia tych informacji, nie będzie oznaczało to żadnej rekompensaty. Ustawa została dawno podpisana, nikt już o tym nie dyskutuje, a chodzi o to, by informacje dostawać wtedy, kiedy toczy się wokół nich ważna dyskusja.

Państwo ma w dziedzinie rządzenia monopol na informacje, a powinno – i wedle konstytucji ma obowiązek – się nimi dzielić. Gdy zbytnio go strzeże, obywatele nie mają wyboru. Mogą iść do sądu i czekać dwa, trzy lata na decyzje w sprawie udostępnienia prostych informacji, które są potrzebne nie tylko, żeby funkcjonować w demokracji, ale i po prostu normalnie żyć.

* Szymon Osowski, prezes Stowarzyszenia Lokalnych Liderów Grup Obywatelskich, ekspert Pozarządowego Centrum Dostępu do Informacji Publicznej.

** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 17 stycznia 2012 r. (nr 158) w ramach Tematu Tygodnia Jak wyeliminować polskich obywateli z procesu stanowienia prawa?. Więcej tekstów: Anny Mazgal i Krzysztofa Jasieckiego - CZYTAJ TUTAJ

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka