Jeśli ACTA oznacza „prywatną cenzurę” w sieci, kto będzie prawdziwym beneficjentem, a kto „ofiarą” nowych regulacji?
Szczególna dyskrecja UE i rządu w sprawie ACTA sprawiła, że nieprędko został oficjalnie opublikowany. Gdy to się już stało, okazał się trudny do rzetelnej analizy i merytorycznej oceny. Zawiera bowiem zapisy tak ogólnikowe i niejasne, że nie sposób jednoznacznie przewidzieć, jakie skutki wywołają proponowane w nim rozwiązania.
Brak dostatecznej precyzji to zarzut poważny, ponieważ oznacza możliwość arbitralnego stosowania zapisów ACTA. To z kolei może otworzyć furtkę do interpretacji, godzących w prawa podstawowe. Przypomnijmy, że zarówno zgodnie z Konstytucją RP, jak Europejską Konwencją Praw Człowieka, ograniczenie praw i wolności obywatelskich – swobody wypowiedzi czy prawa do prywatności – jest dopuszczalne tylko wówczas, gdy znajduje oparcie w wystarczająco przejrzystym prawie, jest proporcjonalne i konieczne do realizacji uprawnionego celu.
Jednym z potencjalnych zagrożeń związanych z ACTA jest nałożenie nowych, zbyt daleko idących obowiązków na niektóre podmioty – także prywatne – a w szczególności na dostawców usług internetowych (ISP). W toku dyskusji na temat ACTA wielokrotnie wskazywano, że umowa może przyczynić się do wprowadzenia wymogu szeroko zakrojonego i systematycznego monitorowania oraz filtrowania działań użytkowników przez ISP. Tym samym, ACTA mogłoby przerzucać na dostawców ciężar (również ekonomiczny) walki z piractwem oraz prowadzić do arbitralnego blokowania – wśród treści uznanych za nielegalne – także treści zgodnych z prawem. Ponadto mogłoby oznaczać wymóg identyfikowania internautów „na wszelki wypadek” i obowiązek szerszego niż dotychczas udostępniania ich danych.
Pomimo iż nie do końca jasne jest, jaki będzie efekt porozumienia, wiadomo przynajmniej, jakich skutków wywołać nie powinien. Wskazówek w tym zakresie udzielił niedawno Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który w listopadzie 2011 r. zajął się problematyką egzekwowania praw autorskich w Internecie w wyroku w sprawie Sabam v. Scarlet (C-70/10). Ożywiona dyskusja wokół ACTA daje szansę, aby jeszcze raz przyjrzeć się dokładnie temu orzeczeniu.
Sabam jest firmą zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, która przed belgijskim sądem wystąpiła z roszczeniem przeciwko dostawcy internetowemu Scarlet. Przedmiotem roszczenia było wdrożenie „odpowiednich środków technicznych”, uniemożliwiających nielegalną wymianę utworów muzycznych pomiędzy internautami w ramach sieci „peer-to-peer”. Sąd pierwszej instancji nakazał Scarlet instalację programów filtrujących. Po zaskarżeniu tego orzeczenia, sąd drugiej instancji zwrócił się do Trybunału Sprawiedliwości, zapytując, czy narzucenie obowiązku stosowania tego rodzaju narzędzi jest zgodne z prawem unijnym.
Zanim Trybunał odpowiedział na to pytanie, podjął się oceny skutków wprowadzenia żądanego przez Sabam „systemu filtrowania”. Zdaniem Trybunału, jego wdrożenie oznaczałoby (1) monitorowanie przez ISP wszystkich połączeń przekazywanych za pośrednictwem jego usług oraz (2) identyfikację adresów IP wszystkich użytkowników (stanowiących chronione dane osobowe), bez rozróżnienia na klientów, którzy naruszają prawo i tych, którzy tego nie robią. Wszystko to działoby się (3) w celach zapobiegawczych, (4) na koszt własny dostawcy usług i (5) bez ograniczeń w czasie. W konsekwencji ISP miałby blokować treści zidentyfikowane jako naruszające prawa właścicieli praw autorskich, a następnie aktywnie obserwować, czy nie są ponownie publikowane. Trybunał zaznaczył przy tym, że automatyczne programy filtrujące, które musieliby w tej sytuacji zakupić dostawcy, nie są w stanie adekwatnie i precyzyjnie ocenić każdego pliku, a ich stosowanie zbyt często mogłoby prowadzić do „omyłkowego” blokowania legalnych treści.
W konsekwencji, Trybunał uznał, że nałożenie powyższych obowiązków jest sprzeczne z regulacjami dyrektywy UE o handlu elektronicznym. „Nakaz ustanowienia spornego systemu filtrowania nie zapewniłby odpowiedniej równowagi pomiędzy ochroną prawa własności intelektualnej z jednej strony, a z drugiej strony wolnością prowadzenia działalności gospodarczej, prawem do ochrony prywatności, czy wolnością otrzymywania i przekazywania informacji” – czytamy w orzeczeniu.
Czy i jaki system filtrowania wprowadzi zatem ACTA, aby przeciwdziałać „piractwu”? Czy zgodnie z wytycznymi Trybunału Sprawiedliwości UE będą to środki „słuszne i proporcjonalne, a także nie nadmiernie kosztowne”? A może ACTA oznacza „prywatną cenzurę” w sieci? Kto będzie prawdziwym beneficjentem, a kto „ofiarą” nowych regulacji? Wola otwartego przedyskutowania powyższych wątpliwości dotyczących kwestii objętych porozumieniem ACTA ze społeczeństwem obywatelskim była wielokrotnie deklarowana przez przedstawicieli Rządu. Do wymiany argumentów nigdy jednak nie doszło. Dlatego też niezależnie od intencji rządzących, do czasu wyjaśnienia wątpliwości zgłaszanych przez użytkowników Internetu (i nie tylko), a także wysłuchania racji przeciwnych, decydenci powinni powstrzymać się od dalszych kroków dotyczących ACTA.
* Dorota Głowacka, prawniczka Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce
Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
** Tekst ukazał się w Temacie Tygodnia Kultury Liberalnej nr 159 (4/2012) z 24 stycznia 2012r. pt. ACTA. Krajobraz po e-bitwie. Więcej tekstów Katarzyny Szymielewicz, Anny Piekarskiej, Jakuba Stańczyka i Małgorzatu Molędy-Zdziech- CZYTAJ DALEJ
Inne tematy w dziale Polityka