Wyroku, jaki warszawski sąd wydał w procesie Doroty Rabczewskiej, nie sposób uzasadnić w jakikolwiek przekonujący sposób. Publiczny charakter wypowiedzi, jak również popularność piosenkarki i jej rzekomy (a być może i autentyczny) autorytet wśród wielu odbiorców, nie mają w tym wypadku żadnego znaczenia. Czy bowiem publiczne zakwestionowanie nieomylności Biblii oraz podważanie autorytetu chrześcijańskich świętych można uznać za obrazę chrześcijaństwa? Jeśli tak, na wyrok skazujący doprawdy zasługują miliony Polaków.
Zdanie wypowiedziane przez Rabczewską, że „bardziej wierzy w dinozaury niż w Biblię” – co prawda prostacko sformułowane – to wyłącznie wyrażenie przekonania o prawdziwości teorii ewolucji. Jeśli to ona miałaby być podstawą orzeczenia, wówczas wyroki skazujące należałoby wydać na wszystkich innych polskich obywateli, którzy także zgadzają się z Darwinem, a swoją opinię kiedykolwiek wyrazili publicznie. W pierwszym rzędzie grzywnę zapłacić powinni wykładowcy i nauczyciele biologii oraz autorzy wszystkich pism naukowych i popularnonaukowych, którzy na forum publicznym podają dowody na prawdziwość ewolucjonizmu, kwestionując tym samym autorytet Pisma Świętego.
Wyrażanie opinii odmiennych od wyznawanych przez przedstawicieli danych religii nie może być uznawane za obrazę uczuć religijnych tych osób. Gdyby tak było, musielibyśmy uznać, że uczucia chrześcijan obrażają wyznawcy wszystkich innych religii świata, jawnie przecież twierdzący, że Biblia, a przynajmniej wiele jej fragmentów, mija się z prawdą. To oczywiście absurd, ale takie wnioski wypływają z uzasadnienia wyroku sądu, w którym stwierdza się, że choć nikt nie może zmusić nikogo do wiary w przekaz religijny, to jednak wypowiedzi takie jak ta piosenkarki są „pośrednią obrazą” Biblii „w znaczeniu niematerialnym”, która – jak dodała sędzia – „cieszy się kultem także w judaizmie”. To nieistotne, w jak wielu kręgach kulturowych Biblia objęta jest kultem. Choćby skazana piosenkarka była jedyną na świecie osobą podważającą prawdziwość Pisma, powinna mieć do tego prawo.
Podobne argumenty można wysunąć w odniesieniu do drugiej części wypowiedzi, dotyczącej biblijnych autorów „naprutych winem i palących jakieś zioła”. W uzasadnieniu wyroku sędzia uznała, że „autorzy Biblii cieszyli się autorytetem świętych Kościoła”, a sugerowanie, że „pisali Biblię w upojeniu narkotykowym i alkoholowym obraża chrześcijan”. Raz jeszcze powstaje pytanie, jak taki wyrok pogodzić chociażby z wolnością twórczości literackiej lub ustaleniami naukowymi. Czy każdą powieść lub książkę historyczną, w której kwestionuje się prawdomówność chrześcijańskich świętych lub dowodzi na przykład łamania przez nich nakazów życia chrześcijańskiego, należy uznać za ubliżanie chrześcijanom? Czy świętość nadana przez Kościół katolicki pewnym osobom jest równoznaczna z zakazem ich krytyki? Jeśli jednozdaniowe podważenie tezy o prawdomówności i alkoholowej wstrzemięźliwości biblijnych autorów obraża rzekomo „miliony chrześcijan”, jak w takim wypadku powinniśmy postąpić wobec autorów, którzy czynią to na setkach stron i w dziesiątkach wypowiedzi? Co zrobić z taki książkami, jak „Kod da Vinci” Dana Browna? A jeśli Brown i jemu podobni nie stanowią problemu ze względu na fikcyjny charakter ich opowieści, co zrobić z tysiącami książek historycznych, których autorzy wywlekają na wierzch mniejsze i większe słabostki najważniejszych postaci chrześcijańskiej tradycji, podpierając się przy tym historycznymi faktami? Czy oni także ranią uczucia chrześcijan?
Wypowiedź Rabczewskiej, jak zresztą wiele padających z jej ust, była prymitywna pod względem językowym i, nie wątpię, miała na celu wywołanie kontrowersji. Prostactwo języka nie jest jednak wystarczającym powodem do wydania wyroku skazującego, dlatego – mimo, mówiąc delikatnie, „niejakiej ambiwalencji” w stosunku do twórczości tej piosenkarki – mam nadzieję, że wyrok sądu apelacyjnego będzie dla niej korzystny.
* Łukasz Pawłowski, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 14 lutego 2012 r. (nr 162) w ramach Tematu TygodniaDoda, czyli co wolno powiedzieć. Więcej tekstów - Adama Bodnara, Dominiki Kozłowskiej, Ireneusza Kamińskiego i Katarzyny Hołdy - CZYTAJ TUTAJ
Inne tematy w dziale Polityka