Jaką miarą mierzyć uczucia religijne? Czy za wzór brać reakcje przeciętnego członka danej grupy wyznaniowej? A może tego najbardziej wrażliwego lub radykalnego? A może najlepiej wykształconego?
Artykuł 196 kodeksu karnego dotyczący obrazy uczuć religijnych – podobnie jak poprzedzające go artykuły 195 (mówiący o złośliwym przeszkadzaniu aktom religijnym) oraz 194 (dotyczący dyskryminacji wyznaniowej) – wchodzi w skład rozdziału XXIV KK, określającego przestępstwa przeciwko wolności sumienia i wyznania. Rozdział ten stanowi część szczegółową KK, regulującą również wiele innych sfer życia indywidualnego i społecznego, takich chociażby jak rodzina, nietykalność cielesna czy wolność seksualna i obyczajowa.
Patrząc na przypadki procesów dotyczących obrazy uczuć religijnych szerzej, trzeba mieć na uwadze, że prawo do ochrony tych uczuć wynika wprost z gwarantowanych konstytucyjnie wolności sumienia i wyznania oraz wolności religii, o których mowa w art. 53 Konstytucji RP. Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu z 7 czerwca 1994 roku (sygn. akt K 17/93) potwierdził, że „uczucia religijne, ze względu na ich charakter, podlegają szczególnej ochronie prawa. Bezpośrednio powiązane są bowiem z wolnością sumienia i wyznania, stanowiącą wartość konstytucyjną”.
Jak się mają wspomniane wolności do wolności słowa – jednego z podstawowych ludzkich praw gwarantowanych nie tylko przez Konstytucję RP, ale i przez wszystkie najważniejsze dokumenty międzynarodowe, takie jak Europejska Konwencja Praw Człowieka czy Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych? W ubiegłym roku Komitet Praw Człowieka działający przy ONZ orzekł, że wolność słowa i wyznania są „metaprawem każdego człowieka”. Eksperci Komitetu podkreślili, że: „nie wolno odbierać prawa do wolności wypowiedzi osobom, które manifestują brak poszanowania dla jakiejkolwiek religii lub systemu wartości. Wolność słowa to konieczny warunek do realizowania zasad przejrzystości i odpowiedzialności, które są niezbędne dla promowania i ochrony praw człowieka”. Wypowiedź ta nie ma wprawdzie wiążącej mocy prawnej, jest jednak zaleceniem, w jaki sposób ONZ powinna rozpatrywać skargi dotyczące przekraczania lub łamania wolności słowa.
Wolność słowa zazwyczaj rozumiana jest dość szeroko, obejmuje bowiem zarówno wypowiedzi w debacie publicznej, prasowej, jak i te artystyczne. Sądy rozpatrując przypadki obrazy uczuć religijnych, biorą zazwyczaj pod uwagę wynikające z tego różnice. Nie można bowiem przy ocenie tak różnych zdarzeń jak podarcie przez Nergala Biblii podczas koncertu, wypowiedź Dody dla prasy czy publiczne prezentowanie krzyża oklejonego puszkami po piwie podczas manifestacji przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie w 2010 roku stosować jednej miary.
Problem wolności słowa, sumienia i wyznania wpisuje się w znacznie szerszy kontekst pytań o miejsce religii w sferze publicznej, o relacje pomiędzy tym, co publiczne, a tym, co prywatne; o zasady, na jakich powinna się opierać pluralistyczna wspólnota. Objęcie uczuć religijnych odrębną ochroną prawną jest najczęściej uzasadnianie gwarancją pokoju religijnego i społecznego. Ochrona ta ma szczególne znaczenie w społeczeństwach pluralistycznych pod względem wyznaniowych i kulturowym, w których mogłoby dochodzić do otwartych konfliktów pomiędzy wyznawcami różnych religii.
Większość osób pamięta zapewne sprawę publikacji karykatur Mahometa w 2005 roku przez największy duński dziennik „Morgenavisen Jyllands-Posten”. Grzegorz Gauden, ówczesny redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, która przedrukowała dwa spośród jedenastu rysunków, uzasadniał decyzję następująco: „Media europejskie są pluralistyczne. Niektóre z nich prowokują, obrażają, nie przejmują się przekonaniami, wiarą, inne stają zdecydowanie w obronie wartości, religii, Boga. Dzieje się tak, bo dla Europy, dla cywilizacji zachodniej wolność słowa jest wartością fundamentalną. Ci, którzy czują się dotknięci, uważają, że wolność słowa jest nadużywana, mogą dochodzić swoich racji także w sądzie. I jest to jedyna akceptowana w świecie demokracji droga. W tym przypadku obrażeni poczuli się muzułmanie na całym świecie. Nie można tego ignorować, trzeba o tym pamiętać w przyszłości. (…) Wolności wypowiedzi trzeba bronić. Także wtedy, kiedy nie zgadzamy się z ich treścią”. Trzeba jednak liczyć się z tym, że dając sobie prawo do krytykowania innych religii, a także osób niewierzących, przyznajemy to prawo także tym osobom. Dajemy więc tym samym muzułmanom prawo do krytykowania chrześcijaństwa i kultury zachodniej, ateistom – do zwalczania szkodliwych ich zdaniem zabobonów, artystom – do manifestowania swojego krytycznego nastawienia do tradycji, również katolickiej.
Przytoczona powyżej argumentacja odsłania dość istotny, moim zdaniem, aspekt sprawy. Chętnie powołujemy się na wolność słowa jako na metaprawo wobec innych sfer życia społecznego wówczas, gdy chcemy uzasadnić prawo do krytyki innych religii, kultur czy światopoglądów. Zgadzamy się wówczas, że przyznając każdemu swobodę w wyborze wyznawanego światopoglądu czy religii, gwarantujemy także swobodę krytyki światopoglądu cudzego.
Powołując się na prawo do krytyki, polskie i zachodnie media w większości krytykowały „siłowe” i „emocjonalne” reakcje, takie jak palenie flag, nawoływanie do zamachów czy wysuwanie gróźb, do których w reakcji na publikację karykatur Mahometa uciekali się wówczas niektórzy muzułmanie. Potępienie tych zachowań w większości wynikało z obawy, że prowadzą one w prostej linii do otwartego nawoływania do nienawiści na tle religijnym, niszczenia miejsc i przedmiotów kultu.
„Trzeba zastanowić się, kiedy protestować przeciw obrażaniu uczuć religijnych” – powiedział ks. Boniecki przy okazji dyskusji na temat Nergala. Jaką miarą mierzyć uczucia religijne? Czy za wzór brać reakcje przeciętnego członka danej grupy wyznaniowej? A może tego najbardziej wrażliwego lub radykalnego? A może najlepiej wykształconego? W każdej z tych sytuacji, zanim powierzymy rozstrzygnięcie sprawy sądowi, warto wspólnie podyskutować, czy dany czyn rzeczywiście znieważał publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, czy też mieścił się w granicach wolności wypowiedzi.
* Dominika Kozłowska, doktor filozofii, redaktor naczelna miesięcznika „Znak”.
** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 14 lutego 2012 r. (nr 162) w ramach Tematu TygodniaDoda, czyli co wolno powiedzieć. Więcej tekstów - Adama Bodnara, Łukasza Pawłowskiego, Ireneusza Kamińskiego i Katarzyny Hołdy - CZYTAJ TUTAJ
Inne tematy w dziale Polityka