Kultura Liberalna Kultura Liberalna
174
BLOG

KIM: Marsowe miny i prowizorka

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 0

Niby wszystko jest jasne: PO ma absolutną rację, forsując podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat. A jednak sposób, w jaki to robi, po raz kolejny pokazuje, że to tylko działanie doraźne, bez jasnej wizji całościowych zmian, w tym wypadku na rynku pracy. A do tego bez szacunku dla Polaków.

Trudno się nie zgodzić z premierem Donaldem Tuskiem, który mówi, że nie ma alternatywy dla podniesienia wieku emerytalnego i zrównania go dla kobiet i mężczyzn. Trudno się z nim nie zgodzić, kiedy przekonuje, że „reformę emerytalną, mimo że nie jest słodka, trzeba zrobić”. I że trzeba to zrobić teraz: nie za 5 czy 10 lat, ale właśnie teraz. Powtarzanie tych argumentów to już komunał: tak, jako społeczeństwo błyskawicznie się starzejemy. I owszem, nieuchronnie zbliża się chwila, gdy zabraknie rąk do pracy, bo – jak wynika z prognoz – do 2020 roku w Polsce ubędzie aż 2 mln ludzi w wieku produkcyjnym. A że Polacy żyją coraz dłużej, dłużej też będą pobierać emeryturę, na którą ktoś przecież musi zapracować.

Wszystko to prawda i rząd ma rację, powtarzając do znudzenia te zatrważające demograficzne i ekonomiczne wyliczenia. A jednak coś nie gra w sposobie forsowania przez Platformę Obywatelską tej niezbędnej reformy. Po raz kolejny widać przy tym, że Platforma Obywatelska nie ma spójnego pomysłu na to, jak zmieniać Polskę. Ani jak do tych zmian przekonać obywateli.

Cała ta dyskusja rozpoczęła się o wiele za późno. Platforma, która tak bardzo martwi się o swoje notowania w sondażach, zupełnie nie zadbała o to, by Polacy naprawdę zrozumieli, dlaczego zmiany są konieczne. Przeciętnego obywatela nikt nie przygotował na przyjęcie tej przykrej dla niego (że trzeba będzie pracować dłużej) prawdy. Premier Tusk w swym płomiennym exposé oświadczył po prostu, że jeśli ktoś chce dostawać godziwą emeryturę, to nie ma innego wyjścia. Po tych słowach znów sypnął zatrważającymi statystykami. Tymczasem w sąsiednich Niemczech publiczna dyskusja na temat wydłużenia wieku emerytalnego (ustawa weszła w życie roku 2007) trwała już od połowy lat 90.! Przy okazji dyskutowano (i wprowadzano) wiele innych reform, jak choćby zmianę systemu świadczeń i zasiłków dla osób bezrobotnych.

 

 

A u nas? Kilka miesięcy po exposé premiera wiemy tylko tyle, że ustawa ma być. Nie wiemy na przykład, co stanie się za kilka lat z rosnącą rzeszą ludzi w wieku „55 plus”, dla których już teraz brakuje pracy. Czy nie okaże się – jak obawiają się niektórzy eksperci – że zamiast dłużej pracować, będą dłużej pobierać zasiłki? A gdzie są szczegółowe regulacje ułatwiające wejście na rynek pracy ludziom młodym, dające im poczucie bezpieczeństwa i wiarę w to, że jeśli będą pracować wystarczająco długo (zgodnie z projektem ustawy do 67. roku życia), to dostaną godziwą emeryturę? I wreszcie gdzie są pomysły, co zrobić z tymi wszystkimi ludźmi, którzy do 67. roku życia pracować nie mogą, bo zwyczajnie zabraknie im sił? Z górnikami, kasjerkami, pielęgniarkami, salowymi w szpitalach. Jak ich uspokoić, że nie będą musieli powłócząc nogami, iść co rano do swojej ciężkiej fizycznej pracy?

W projekcie ustawy o podwyższeniu wieku emerytalnego są wprawdzie zapisy mówiące, że powstaną programy wsparcia dla poszczególnych grup zawodowych, ale kto już dziś zagwarantuje, że na ich realizację nie zabraknie pieniędzy? Wszak tak właśnie stało się z wieloma innymi głośno reklamowanymi rządowymi programami pomocowymi. Czy i tak nie będzie z samą reformą? Najpierw Platforma z premierem Tuskiem na czele pokaże, jak bardzo jest zdeterminowana, by ją wprowadzić, a później przez kolejne lata będziemy załamywać ręce nad tym, jak bardzo jest ona dziurawa i pełna nieścisłości. Przykładów podobnej ustawodawczej determinacji widzieliśmy w ostatnich latach wiele, z najnowszych warto przypomnieć choćby ustawę refundacyjną i ACTA.

Aby wydłużenie czasu pracy przyniosło korzyści – zarówno pracownikom, jak i pracodawcom oraz gospodarce – nie może mieć charakteru automatycznej korekty. Ta ustawa musi być obudowana szeregiem mechanizmów, które sprawią, że nie skończy się jedynie na brutalnym z punktu widzeniu wielu osób wydłużeniu czasu pracy, ale realnie na lepsze zmieni polski rynek pracy. Na razie nikt mnie, jako obywatela, nie przekonał, że projektowane prawo przyniesie właśnie takie skutki. Na razie widzę prowizorkę, robienie marsowych min i okazywanie determinacji w forsowaniu nowych rozwiązań. Ale reforma, tak jak ja ją rozumiem, to coś znacznie więcej: to zmiana na lepsze. Tymczasem projekt ustawy o podniesieniu wieku emerytalnego nie gwarantuje, że naprawdę będzie lepiej.

 

* Renata Kim, dziennikarka, pracuje w tygodniku „Wprost”.

 

** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej (nr 163) z 21 lutego 2012 r. jako komentarz do Tematu Tygodnia "...67! Kto da więcej?". Pozostałe teksty z Tematu Tygodnia autorstwa Anny Gizy-Poleszczuk, Łucji Krzyżanowskiej i Roberta Gwiazdowskiego  - CZYTAJ DALEJ  

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka