W ciągu ostatnich 12 lat Rosja Władimira Putina wydźwignęła się z długów zagranicznych i skorzystała z wysokich cen na sprzedawane na Zachód surowce. W tym samym czasie grupa trzymająca w tym kraju władzę zapewniła sobie na nią monopol. Tymczasem, choć za wcześnie, by mówić o przełomie, dziś pierwszy raz od lat najbardziej kreatywna i samodzielna część rosyjskiego społeczeństwa nie zgadza się na utrzymanie monopolu władzy, zasygnalizowała swoje ambicje i zgłosiła zapotrzebowanie na nowe zasady gry na scenie politycznej. Upomniała się o tak ulotną rzecz, jak szacunek dla wyborcy. Na razie władza nie zamierza ustępować z wygodnej dla siebie pozycji, nie widać więc zrębów nowego społecznego porozumienia.
Choć masowość ostatnich protestów musiała dać do myślenia obozowi władzy i mogła prowadzić do konfrontacji, opozycja jako siła polityczna jeszcze nie nabrała znaczenia. Jest amorficznym bytem, jej protesty były spontaniczne i na razie nie przybrały żadnej zorganizowanej formy. Dlatego trudno przewidzieć, co stanie się z nią po wyborach. Ruchowi brakuje charyzmatycznych przywódców politycznych i konkretnych postulatów. Organizowanie działalności opozycyjnej to długotrwały proces. Aby zyskał znaczenie polityczne, do protestujących musiałyby dołączyć kolejne grupy społeczne.
Kolejna kadencja Władimira Putina jako prezydenta na pewno nie będzie jednak przebiegać tak gładko, jak poprzednie. Putin będzie musiał zmienić paradygmat swojej prezydentury – nie może już powiedzieć, że jest prezydentem wszystkich Rosjan, a tym bardziej ojcem i liderem narodu. W niedzielę wygrał, ale w monolicie coś trzasnęło, coś zarysowało ten pomnik, więc albo trzeba będzie wyciągnąć rękę do drugiej strony, albo powiedzieć, że opozycja się nie liczy i nie powinna władzy zawracać głowy. Zobaczymy, na co zdecyduje się prezydent elekt.
Tymczasem możemy rozważyć wizję przyszłości Rosji, którą Putin jeszcze jako kandydat na prezydenta przedstawił w siedmiu artykułach w najważniejszych gazetach rosyjskich w ciągu ostatnich siedmiu tygodni. To, co mogliśmy z nich wyczytać, to deklaracje demokratyzacji, rozwoju, a jednocześnie chęć uczynienia z Rosji silnego gracza na arenie międzynarodowej. Należy jednak pamiętać, że mamy za sobą już 12 lat rządów Putina i wiele zapowiedzi ambitnych reform, których nigdy nie przeprowadzono. Modernizacja była także jednym z najważniejszych haseł prezydentury Dmitrija Miedwiediewa. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że stała ona w sprzeczności z podstawowym aksjomatem pionu władzy w Rosji: nie można jednocześnie władzy poluźnić i wzmacniać. Nie można zabierać wolności i żądać, żeby dojrzewały tej wolności owoce. Miedwiediew pozostał członkiem grupy rządzącej, lojalnym wobec Putina. A on pokazuje, że nie ma chęci, by liberalizować sferę polityczną. Może to się zmieni po wyborach.
W Rosji i demokracja, i autorytaryzm występują w duecie z przymiotnikami, które są ważniejsze niż sam rzeczownik. Demokracja jest fasadowa, a autorytaryzm – miękki. Przynajmniej taki był do tej pory – nie ma konkurencji politycznej, ale nie było też masowych represji wobec przeciwników politycznych. Do tej pory jednak Władimir Putin miał wystarczające poparcie. Przez ostatnie cztery lata dzielił się władzą, śladowa konkurencja występowała nie między samymi politykami, ale pomiędzy obozami, które zaczęły się nawzajem podgryzać. Nie należy tych ostatnich lekceważyć. Oprócz Putina i społeczeństwa istnieje jeszcze jedna kategoria, która ma wpływ na to, jak kształtuje się życie polityczne Rosji. To otoczenie prezydenta elekta, czyli grupa rzeczywiście trzymająca władzę. Jeżeli oni stwierdzą, że dla utrzymania monopolu na władzę muszą dokonać pewnych zmian, to ich dokonają. I o tym nie będą decydowali ani Plac Błotny, ani nawet Putin.
* Anna Łabuszewska, analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich, publicystka „Tygodnika Powszechnego”.
**Tekst ukazał się jako komentarz do Tematu Tygodnia "Czy należy bać się Rosji?" w numerze 165 "Kultury Liberalnej" z 6 marca 2012 roku. Więcej tekstów z tego numeru - CZYTAJ DALEJ
Inne tematy w dziale Polityka