Władimir Putin sprawuje w Rosji władzę bez przerwy od 12 lat, a teraz planuje być prezydentem aż do roku 2024. Legitymacja władzy nowego-starego władcy stoi jednak pod znakiem zapytania. Protesty, które wybuchły już w związku z wyborami parlamentarnymi i fałszerstwami ze strony Państwowej Komisji Wyborczej ujawnionymi wówczas, a kontynuowanymi również w wyborach prezydenckich, wyrażają bardzo silne niezadowolenie ważnych grup społecznych obecnym systemem władzy w Rosji. Ważnych – bo chodziło o ludzi młodych, wykształconych i znających świat zachodni, pochodzących nie tylko z Moskwy i Petersburga, ale i z setek innych miast – w przeciwieństwie do rosyjskiej wsi, która jest w tym kraju społeczną bazą postkomunizmu.Liczby, dotyczące struktury władzy w Federacji Rosyjskiej, dają wyobrażenie o charakterze tego systemu. W momencie, gdy Władimir Putin dochodził do władzy w roku 1999, służby specjalne (FSB) liczyły 70 000 etatowych pracowników. Dziś jest w nich zatrudnionych 400 000 osób – a to przecież tylko jedna ze służb! Na świecie nie ma drugiego państwa o służbach zdolnych kontrolować społeczeństwo na taką skalę. Więcej, z badań prowadzonych nad współczesnymi rosyjskimi elitami wynika, że 70 proc. z nich to ludzie, którzy mają w swojej karierze okres etatowej pracy w służbach specjalnych.
Te „elity” swoją legitymację do kontroli społeczeństwa rosyjskiego czerpały dotychczas z dwóch haseł. Pierwsze dotyczyło rzekomej konieczności ograniczenia groźby rozpadu Rosji i powstrzymania zewnętrznej ingerencji w rosyjskie sprawy. Skuteczność tego hasła w którymś momencie wyczerpała się: dziś stwierdzenie, że ktoś Rosji zagraża, a już szczególnie ze strony zachodniej, jest po prostu śmieszne.
Drugie hasło dotyczyło spraw wewnętrznych. Putin prezentował się jako polityk niosący porządek przeciwko chaosowi, uczciwość i centralizację przeciwko korupcji i decentralizacji. Przeciwstawiał swój sposób rządzenia latom 90., które w Rosji nazywa się przeklętą dekadą. W ostatnich latach jednak poczucie, że Rosja stała się pod rządami Władimira Władimirowicza uczciwsza, mniej chaotyczna i mniej skorumpowana, również zmalało. W rzeczywistości Rosja jest dziś skorumpowana nie mniej, ale inaczej – ta korupcja dzielona jest wewnątrz elity władzy wywodzącej się ze służb. To powoduje napięcia, zarówno wśród kandydatów na przedstawicieli elity gospodarczo-politycznej, jak i wśród zwykłych obywateli, którzy z prasy dowiadują się o (z niewiadomych powodów przemilczanych w polskich mediach) szacunkach dotyczących majątku Putina. Ten majątek ma dziś wynosić 130 miliardów dolarów… Ponieważ obywatele, szczególnie ci młodsi, wiedzą coraz więcej, reżimowi Putina będzie coraz trudniej poradzić sobie ze skonstatowaniem przez obywateli podwójnej fikcji, niesionej przez hasło obrony Rosji i hasło zerwania z latami 90.
To wszystko nie oznacza jeszcze, że sytuacja w Rosji zupełnie się w ostatnich latach nie polepszyła. Kraj ten jest monokulturą gospodarczą, opartą na eksporcie nośników energii, zupełnie jak niektóre kraje afrykańskie czy środkowoazjatyckie. Tę strukturę eksportu uzupełnia się dodatkowo handlem bronią. Ponieważ ceny nośników energii są dziś wyższe niż dawniej, Rosjanom wiedzie się lepiej, jednak w ostatnich 12 latach nie wykorzystano tej sytuacji, by zmodernizować inne gałęzie przemysłu i zabezpieczyć się na wypadek spadku cen ropy naftowej i gazu ziemnego. Społeczeństwo tymczasowo tego zagrożenia nie odczuwa, w tych lepszych warunkach życia mamy zatem najprostszą odpowiedź na pytanie, dlaczego Putin wygrał niedzielne wybory prezydenckie. Stało się tak nie tylko dzięki fałszerstwom, nie tylko dzięki blokadzie niewygodnych kandydatów, ale też dzięki głosom autentycznie go popierających obywateli. Ludziom żyje się lepiej niż w latach 90., to oczywiste. Z drugiej strony – wszyscy znamy przecież zasadę Alexisa de Tocqueville’a, wedle której ludzie zaczynają się buntować nie wtedy, gdy dzieje im się gorzej, ale gdy sytuacja staje się odrobinę lepsza. W tym sensie można powiedzieć, że Putin jest ofiarą własnego sukcesu.
Trudno zatem przypuszczać, by nawet pierwszą z przewidywanych sześcioletnich kadencji Putin przetrzymał bez poważnego kryzysu. Protesty będą się nasilać już teraz, ze względu na sposób przeprowadzenia wyborów, a Unii Europejskiej coraz trudniej będzie udawać, że w Rosji wszystko dzieje się dobrze i że reżim Putina jest takim samym partnerem politycznym dla Polski, jak rząd Republiki Federalnej Niemiec czy rząd Francji. Stracił moc argument, używany do tej pory, że „może nie ma tam demokracji i zabija się dziennikarzy, ale Rosjanie sami sobie tego życzą”. Miejmy nadzieję, że rosnący i zdecydowany opór obywateli Federacji Rosyjskiej będzie powodem nowego otwarcia dyskusji o Rosji w kategoriach praw człowieka.
* Andrzej Nowak, historyk, publicysta, sowietolog. Wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor zwyczajny w Instytucie Historii PAN. Redaktor naczelny dwumiesięcznika „Arcana”.
**Tekst ukazał się w Temacie Tygodnia „Czy należy bać się Rosji?” w numerze 165 Kultury Liberalnej z 6 marca 2012 roku. Więcej tekstów z tego numeru – CZYTAJ DALEJ
Inne tematy w dziale Polityka