Polacy udowodnili ostatnio, że nie odpowiada im model rządzenia, który ogranicza ich rolę do wrzucenia kartki do urny wyborczej raz na cztery lata, a na okres kadencji parlamentu spycha do pozycji biernych obserwatorów. Nie tylko dyskusja o ACTA czy reformie emerytalnej, gdzie magiczne „konsultacje społeczne” wybrzmiewały wyłącznie jako poręczny slogan w ustach polityków, ale też np. zamieszanie wokół refundacji leków dobitnie pokazały, że Polacy mają już dość statystowania. Żądają, aby wreszcie uczynić ich nie przedmiotem politycznych decyzji, ale aktywnym podmiotem współuczestniczącym w procesie podejmowania decyzji, które ich dotyczą. Wymagają partnerskiej relacji ma linii władza – społeczeństwo opartej o rzetelnie i uczciwie przeprowadzony proces konsultacyjny, a nie jedynie odwoływania się do chwytliwych, ale pustych haseł o „potrzebie dialogu i komunikacji”. Założenie zaangażowanej roli obywateli w sprawowanie władzy realizuje deliberatywny model rządzenia. Bazuje on na partycypacyjności, rzeczywistej otwartości władzy na dialog ze społeczeństwem oraz prawdziwej chęci usłyszenia i rozważenia głosu obywateli. Do wdrożenia tego modelu jeszcze sporo nam brakuje, bo w kwestii praktyki konsultacyjnej (teorii zresztą też) wciąż mamy bardzo duże zaległości. Na pewno warto je nadrobić, bo dobre konsultowanie może zdecydowanie ułatwić zgodne współżycie władzy i obywateli.
Włączenie obywateli w procesy decyzyjne powinno się odbywać zgodnie z jasnymi regułami, których niestety w Polsce brakuje. Nie ma jednego aktu prawnego, który w prosty sposób regulowałby sposób przeprowadzania konsultacji społecznych i wyznaczał ich standardy. Obecnie podstawą do przeprowadzania konsultacji jest kilka odwołań w różnych ustawach, m.in. o samorządzie gminnym, powiatowym, wojewódzkim, administracji rządowej czy Radzie Ministrów. Taka sytuacja braku czytelnych zasad wprowadza chaos i utrudnia rzetelne konsultowanie. Poprawnie zaplanowane i przeprowadzone konsultacje społeczne nadal należą w Polsce do rzadkości. Centrum Deliberacji działające przy Instytucie Socjolgii Uniwesytetu Warszawskiego w raporcie z ogólnopolskiego badania monitorującego jakość konsultacji stawia mało optymistyczną diagnozę – aż 41% konsultacji nie udostępnia uczestnikom niezbędnych informacji merytorycznych przed debatą, czyli łamie jedną z podstawowych zasad dobrego dialogu społecznego. W innym badaniu efektywności mechanizmów konsultacyjnych Pracownia Badań i Innowacji Społecznych Stocznia dochodzi do nie mniej pesymistycznych wniosków – jedynie 15% przeprowadzonych konsultacji wykorzystało niezależnych, przeszkolonych moderatorów do prowadzenia debaty, a aż 75% Polaków nie rozumie, czym są konsultacje publiczne.
Tej części naszego społeczeństwa nie możemy się dziwić, kiedy władza najwyższego szczebla daje nam tak fatalny przykład. Rząd właśnie pokazał, że też nie do końca wie, czym tak właściwie są konsultacje i pomylił je z informowaniem i negocjacjami. Spotkanie z Parlamentarną Grupą Kobiet w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego miało niestety więcej wspólnego z konferencją prasową niż rzetelnymi konsultacjami. Z kolei organizując „konsultacje społeczne” na temat ACTA rząd popełnił kilka błędów kardynalnych. Po pierwsze rozpoczął debatę w momencie, kiedy dokument był już podpisany. Oznacza to nie konsultowanie, a de facto informowanie obywateli o podjętej już decyzji. Rozmowy na tym etapie pokazują tylko fasadowość całego procesu i traktowanie go jako przykrego obowiązku. Co więcej, publiczna dyskusja wokół ACTA rozpoczęła się tuż przed ostatnim dzwonkiem, podczas gdy prace nad dokumentem trwały od ponad dwóch lat. Na dodatek rząd przypiął tym quasi-konsultacjom etykietę ekskluzywności zapraszając do rozmów jedynie wybrane grupy interesu. Zasięgnięcie opinii około 30 wybranych na niejasnych zasadach podmiotów nie może być uznane za uczciwy dialog.
Na czym zatem rzetelne konsultowanie polega? Jest kilka fundamentalnych reguł konsultacji społecznych. Przede wszystkim pod debatę poddaje się akty prawne, projekty działań, przedsięwzięć czy inwestycji, które są na etapie planów i propozycji, a nie gotowych już dokumentów. Kolejną zasadą jest zapewnienie obywatelom obiektywnej informacji, wiedzy na dany temat wraz z alternatywnymi sposobami rozwiązania danej kwestii. Sytuacja, w której pod rozwagę poddawane jest jedno rozwiązanie i celem rządzących jest przekonanie do słuszności swojej propozycji jest nie do zaakceptowania. Kluczowa jest możliwość debaty nad alternatywnymi opcjami, wymiana opinii i poglądów oraz generowanie innych możliwych rozwiązań. Po wyrażeniu przez obywateli swojego zdania zawsze powinno dojść do przekazania informacji zwrotnej uczestnikom konsultacji – finalnej decyzji w danej sprawie wraz z uzasadnieniem.
Na samym początku procesu uczestnicy powinni być poinformowani, że konsultacje mają charakter doradczy, a wypracowane rozwiązanie nie jest dla decydentów wiążące. Zmobilizowanie ludzi do pewnego wysiłku i zaangażowania żeby następnie zostawić ich bez komunikatu zwrotnego powoduje jedynie frustrację społeczną, zniechęca do włączania się w kolejne konsultacje, a tym samym marnuje zgromadzony kapitał społeczny. Poza tymi regułami dostępnych jest wiele metod i technik konsultacyjnych, które pozwalają na dostosowanie formy dialogu do specyfiki problemu, uczestników konsultacji czy możliwości finansowych organizatorów procesu. Metody te to m. in. sądy obywatelskie (Citizens jury), grupy planujące (Planning cells), panel obywatelski czy sondaż deliberatywny (Deliberative poll). Są one stosowane w wielu krajach do dialogu z obywatelami na takie tematy jak opieka zdrowotna, bezrobocie, prawa konsumenckie, polityka imigracyjna czy ekologia. Przykładowo, seria sondaży deliberatywnych przeprowadzonych w Teksasie między 1996 a 1998 rokiem zaowocowała przyzwoleniem społecznym na zwiększenie rachunków za energię, co z kolei pozwoliło Teksasowi stać się jednym z najważniejszych stanów USA pod względem wykorzystania energii wiatrowej. Z pewnością ślepe aplikowanie sprawdzonych w innych krajach rozwiązań na polski grunt nie może skończyć się dobrze, ale zapoznanie się z właściwościami różnych metod i rozważne korzystanie z szerokiego wachlarza partycypacyjnych instrumentów tylko przysłużyłoby się naszej debacie publicznej.
Polskie społeczeństwo przebudziło się w odniesieniu do kluczowych dla niego kwestii, choć niestety nadal dominuje tzw. racjonalna ignorancja obywateli, czyli brak poczucia wpływu politycznego, co przejawia się niechęcią do inwestowania swojego czasu i podejmowania wysiłku angażowania się w debatę publiczną. Taka postawa stawia nie lada wyzwanie przed wdrożeniem partycypacyjnego modelu sprawowania władzy. Do przezwyciężenia jest też brak kultury konsultacji społecznych w Polsce, czyli dość mocno zakorzeniony w naszej mentalności model tradycyjnej administracji oparty na posłuszeństwie obywateli wobec władzy i odpowiedzialności administracji przed politykami, a nie obywatelami jako współrządzącymi partnerami. Warto podjąć ten wysiłek, bo stawka jest wysoka – większa skuteczność działań poprzez lepsze ich dostosowanie do oczekiwań i potrzeb społeczeństwa, zbudowanie kapitału społecznego opartego na zaufaniu do władzy oraz zwiększenie poparcia dla działań poddanych konsultacjom. Uczciwe konsultowanie pozwoliłoby też uniknąć wielu protestów i społecznych frustracji oraz wykształciłoby świadomych i zaangażowanych obywateli, którzy byliby w stanie lepiej zrozumieć i zaakceptować trudne decyzje rządzących, a wtedy teksańska zgodna na wyższe opłaty za energię mogłaby stać się naszą zgodą na podwyższenie wieku emerytalnego.
*Beata Charycka, Centrum Deliberacji Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
**Tekst ukazał się w Temacie Tygodnia „Nauczmy rząd rozmawiać!” w numerze 166 Kultury Liberalnej z 13 marca 2012 roku. Więcej tekstów z tego numeru – CZYTAJ DALEJ
Inne tematy w dziale Polityka