Kultura Liberalna Kultura Liberalna
304
BLOG

SERZYSKO: Polskie kłamstwo edukacyjne

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 1

 Naszą nijaką, łatwą maturę może mieć dosłownie każdy. Ale czy to czyni nasze społeczeństwo lepszym i lepiej wykształconym?

Patrząc na działania kolejnych ministrów edukacji i szkolnictwa wyższego, można odnieść wrażenie, że gdzieś tkwi ich mniej lub bardziej świadomy błąd. Prawdopodobnie w samych założeniach. Później więc, już wśród rozwiązań, może być jedynie gorzej. Kolejne pomniejsze błędy kumulują się, a całość staje się niewiarygodna.

Możliwości są dwie: albo reformatorom brakuje wiedzy, albo mają złe intencje. Naczelna zasada reformowania czy wprowadzania korekt do systemu powinna być taka: mamy dane dotyczące podmiotu zmiany, mamy jej cel oraz wiemy, jakimi środkami go osiągnąć. To jasne i kolejni ministrowie chcą sprawiać wrażenie, że wiedzą – i chcą. I tutaj chwila refleksji: jeśli wiedzą, a zachowują się, jakby nie wiedzieli, to albo świadomie oszukują odbiorców ich polityki, albo nie wiedzą, że nie wiedzą… W każdym razie katastrofa edukacyjna gotowa – wszyscy okłamani albo niedouczeni. Dziś niemal 30 proc. przedstawicieli mojego pokolenia ma kłopoty ze znalezieniem pracy.

Poniższy zestaw problemów i propozycji to tylko początek listy półprawd, z którymi możemy się spotkać w polskim myśleniu o edukacji.

Młodzi uczą się nie tego, co trzeba (więcej inżynierów!). Panuje u nas kult wykształcenia wyższego połączony z przekonaniem, że potrzebujemy osób po studiach technicznych. A przecież potrzebujemy również specjalistów o wykształceniu technicznym, zawodowym – wcale niekoniecznie wyższym. Takich, którzy nie muszą zalegać na uczelniach o pięć lat za długo, a mogą zarabiać więcej i łatwiej znaleźć pracę. Potrzebujemy szacunku dla szkół zawodowych i technicznych oraz dla ich uczniów, którzy uważani są za zbędnych w „gospodarce nastawionej na innowacje”, za źle wykształconych czy wywodzących się ze społecznych nizin. Dlaczego hydraulik czy murarz ma być bardziej zbędny niż matematyk?

Wyrównajmy szanse w edukacji (gimnazjum!). Obecni reformatorzy polskiego systemu szkolnictwa uważają, że gimnazja są skutecznym środkiem służącym równaniu szans i integracji młodzieży pochodzącej z różnych środowisk. W rzeczywistości są one jednak źródłem niczemu niesłużącego chaosu w biografiach uczniów, mało interesującym epizodem szatkującym proces nauczania. Wcale nie zacierają różnic między mieszkańcami różnych miejscowości, podmałomiasteczkowych wsi i miast czy członkami różnych (powiedzmy) klas społecznych. Nie poprawiają startu gorzej sytuowanej – czy to ekonomicznie, czy jeśli chodzi o kapitał kulturowy – młodzieży. W małych miejscowościach miesza się uczniów w licznych klasach i szkołach-molochach, nie dając niczego w zamian. W dużych miastach gimnazjum zamiast stać się szkołą powszechną, bez preselekcji jest narzędziem do wcześniejszego określenia szans edukacyjnych młodzieży. Status rodziców i możliwości umieszczenia dziecka w lepszej placówce wpływają na wyniki egzaminów i wybór dalszej ścieżki kształcenia. Może zatem gimnazjum przyczynia się do tak przecież chwalonej i pożądanej przez „wszystkich” wczesnej specjalizacji? Ona sama jest kolejnym mitem polskiej edukacji, gimnazjum zaś źródłem niepotrzebnych podziałów. A jakby tego było mało młodzież ulega złudzeniu, że kończąc szkołę podstawową – jak niegdysiejsi licealiści – wkracza w dorosłość.

Niedostosowanie wykształcenia do rynku pracy (standaryzacja i specjalizacja!). Polska edukacja jest niedostosowana nie tylko do rynku pracy, ale i do rzeczywistości. Absolwenci nie są przygotowani do ewentualnego wcześniejszego podjęcia pracy, bo w liceach nie zdobywają – co w miarę zrozumiałe – żadnych praktycznych umiejętności. Dzięki wysiłkom specjalizacyjnym nie mają też wykształcenia ogólnego. Nowa matura nie stała się probierzem umiejętności, a nikła wiedza studentów na uczelniach wyższych nadal bywa niemiłym zaskoczeniem i zależy od ukończonej szkoły. Nie mówiąc już o kompetencjach kulturowych, które ten egzamin po prostu ze sobą nie niesie. Naszą nijaką, łatwą maturę może mieć dosłownie każdy, ale czy to czyni nasze społeczeństwo lepszym i lepiej wykształconym?

Polska edukacja nie tworzy wspólnoty wiedzy i doświadczeń. Mimo standaryzacji nie istnieje „polska szkoła”, której ukończenie dawałoby wyobrażenie o kwalifikacjach absolwenta. „Polski uczeń” – jeśli chodzi o umiejętności – jest nieprzewidywalny, niezależnie od indywidualnych przymiotów. Co więcej, to nie dzięki szkole staje się odpowiedzialnym obywatelem rozumiejącym rzeczywistość. O ile w ogóle się nim staje.

W tym sensie twórcy polskiego systemu edukacyjnego okłamują nas, obiecując – nawet jeśli w odległej przyszłości – wykształcenie kompetentnych, nowoczesnych obywateli, niemających kompleksów wobec zachodnich kolegów, świetnie radzących sobie na rynku pracy. I przypisując sobie zasługi przy okazji zdarzających się sukcesów.

* Ewa Serzysko, socjolożka, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”.
** Tekst ukazał się jako komentarz do Tematu Tygodnia "Kataklizm edukacyjny" w numerze 172 (17/2012) "Kultury Liberalnej". Więcej tekstów z tego numeru - CZYTAJ DALEJ

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka