Kultura Liberalna Kultura Liberalna
242
BLOG

KOZIEŁ: Prawa człowieka, boiska i globalne instytucje

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 0

 Z „perspektywy praw człowieka” (pozwólmy sobie na to idiotyczne sformułowanie na potrzeby rozmowy) bojkot czy raczej „bojkot”, a właściwie publiczna dyskusja o bojkocie igrzysk olimpijskich w Pekinie okazały się narzędziem katastrofalnie nieskutecznym. Gorzej – przeciwskutecznym. Odwracając uwagę od prawdziwego problemu – systemowego, chronicznego, bezkarnego łamania międzynarodowych zobowiązań oraz wewnętrznych gwarancji praw człowieka przez władze Chińskiej Republiki Ludowej – i kierując ją na kwestie tak frapujące masowego odbiorcę, jak mozół przygotowań oraz ewentualne szkody psychiczne miotaczy metalową kulą.

Jedyną skuteczną metodą byłoby tu (i przez pewien czas nawet było, zmuszając ChRL choćby do podpisywania i ratyfikowania stosownych paktów) uzależnianie decyzji o przyznaniu Pekinowi przywileju organizacji „święta” sportu, szlachetnego współzawodnictwa, braterstwa, równości i innych pustych frazesów, których realną wartość mierzy się wzrostem sprzedaży produktów sponsorów instytucjonalnych oraz reklamodawców, od spełnienia konkretnych warunków, tyczących ochrony praw człowieka, a nie rozbudowy infrastruktury. Co więcej, logika bajki, którą uparcie karmi się opinię publiczną na Zachodzie, jakoby nowe chińskie elity i klasa średnia miały z czasem okrzepnąć i naturalnie doprowadzić do demokratycznych przemian, jest z gruntu fałszywa. Grupy te w żadnym razie nie są zainteresowane zmianą status quo, bowiem jemu właśnie zawdzięczają swoje uprzywilejowanie. Jeśli ktoś twierdzi więc, że zachowają się jak Millerowskie karpie, głosując za przyspieszeniem Bożego Narodzenia, jest zwyczajnie głupi albo kłamie. Klamka faktycznie zapadła zatem siedem lat wcześniej w Moskwie – i od tej chwili debata na absurdalnie postawiony temat „olimpiada a prawa człowieka” była wyłącznie medialną grą pozorów. W tle zaś ziszczały się przepowiednie ekspertów, którzy przytomnie ostrzegali, że igrzyska nie tylko sytuacji nie poprawią, lecz spotęgują gwałcenie praw człowieka w Chinach. Poczynając od wysiedleń i wywłaszczeń związanych z budową nowych obiektów, kończąc na nadzwyczajnych środkach bezpieczeństwa i inwigilacji, z którymi chińskie służby rzecz jasna nie rozstały się po zniknięciu widowiskowego pretekstu do przeprowadzenia ataku terrorystycznego.

Złożyło się na to wiele czynników. Po pierwsze przestrzeganie praw człowieka na terenach przylegających do boisk, pływalni oraz hal nie ma nic wspólnego z realnymi interesami globalnych instytucji i koncernów zarabiających na wszystkim, co wiąże się ze sportem zawodowym. Po drugie politycy tak zwanego „wolnego świata” niezwykle krótkowzrocznie pozwolili obsadzić się w roli petentów, a nie partnerów władz w Pekinie. Wnuki Mao doskonale to czytają, licząc się z tymi, którzy z jakiegoś względu potrafią zdobyć się na stanowczość, i widowiskowo upokarzając pozbawionych kręgosłupa graczy, usiłujących, jak choćby Sarkozy, lawirować między oczekiwaniami własnej opinii publicznej a wymaganiami korporacyjnych dysponentów datków na kolejne kampanie. Po trzecie organizacje pozarządowe (w tym kontekście zwłaszcza protybetańskie) zapewne bezwiednie pomogły odwrócić uwagę od sytuacji w ChRL – choćby najdramatyczniejszego od dziesięcioleci zrywu w Tybecie (ponad dwustu zabitych, tysiące bezprawnie uwięzionych oraz gwałtowne zaostrzenie represji, w które władze brną ślepo do dzisiaj) – przykuwając ją do pościgu za zniczem, konwojowanym po ulicach światowych metropolii niczym groźny bandyta (osobistą ochronę ognia pokoju rzeczywiście tworzyli oficerowie strzegący na co dzień przewodniczącego Hu Jintao). Granice śmieszności i wstydu przekroczono, kiedy jedna z największych grup tego rodzaju przeprowadziła publiczną zbiórkę na całostronicowe ogłoszenie w opiniotwórczym dzienniku amerykańskim, próbując (żeby było jeszcze smutniej, bezskutecznie) werbować tą drogą atletów gotowych zdobyć się na symboliczny gest solidarności z prześladowanymi.

Interesy rozkładały się zatem tak: gospodarz, Komunistyczna Partia Chin (używam rodzaju męskiego, ponieważ lepiej odpowiada charakterowi tej instytucji) chciał „twarzy”, prestiżu w domu i zagrodzie; rozgrywający po stronie zagrody, czyli świata i przemysłu sportowego – pieniędzy (dla siebie i korporacyjnych sponsorów); aktorzy – sławy; organizacje pozarządowe – medialnego rozgłosu; a publika – igrzysk. I wszyscy dostali swoje. W obliczu takiego happy endu nie można nawet powiedzieć, że pośród przyjaciół psy zająca zjadły, ponieważ w gruncie rzeczy trudno doszukać się tych pierwszych.

Kto uważa, że to opinia nazbyt cyniczna, powinien w duchu Pisma pochylić się nad owocami.

* Adam Kozieł, koordynator programu „Prawa człowieka w Tybecie” prowadzonego przez Helsińską Fundację Praw Człowieka.
** Tekst ukazał się w numerze 174 (19/2012) z 8 maja 2012 roku jako komentarz do Tematu Tygodnia "Piłka nożna czy prawa człowieka?". Więcej tekstów - CZYTAJ DALEJ

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka