Kultura Liberalna Kultura Liberalna
215
BLOG

WĘGLARCZYK: Dlaczego demokracja nie nadąża?

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 1

 „Zwykło się zakładać, że tam gdzie kwitnie kapitalizm lub demokracja, tam drugie podąża za pierwszym. Dziś jednak oba te zjawiska zaczynają się rozmijać. Kapitalizm, od dawna uważany za jin do jang demokracji, ma się doskonale. Demokracja jednak nie nadąża”.

To zdanie, zapisane pięć lat temu na łamach prestiżowego pisma „Foreign Affairs” przez byłego sekretarza pracy USA i jednego z najlepszych amerykańskich ekonomistów Roberta Reicha, doskonale oddaje stosunek bardzo wielu amerykańskich politologów do zależności między demokratycznym politycznym ustrojem a wolnym rynkiem w jego kapitalistycznej odmianie. Reich uważał, że coraz więcej korporacji, zwłaszcza tych o zasięgu międzynarodowym, łamie reguły gry, angażując się w korupcję i nieczyste metody walki z konkurencją. Korporacje doskonale sobie radzą – pisał Reich – w krajach niedemokratycznych, bo demokracja wymaga przejrzystości, a ta sprzyja konkurencji. A wielkie korporacje konkurencji nie chcą, wolą sobie radzić przy użyciu wielkich zasobów gotówki i armii lobbystów.

Reichowi odpowiadali zwolennicy teorii Miltona Friedmana, który uważał, że wolność ekonomiczna kreuje wolność polityczną, która z kolei sprzyja dalszemu rozwojowi ekonomicznemu i w konsekwencji prowadzi do naturalnego rozdziału świata biznesu i polityki. Zwolennicy tej teorii, np. profesor ekonomii Chris Coyne, słusznie wskazywali na Chile i Koreę Południową jako miejsca, gdzie teoria Friedmana sprawdziła się w stu procentach. Później jednak nadszedł kryzys, u którego podstaw leży w USA zbytnie wymieszanie świata polityki i gospodarki. Teoria Friedmana dotarła do swych granic.

Amerykańscy komentatorzy nie mają dziś wątpliwości, że zderzenie kapitalizmu i demokracji jest nieuniknione, choć na razie nie ma mowy, by takie zderzenie automatycznie oznaczało apokalipsę. Największe amerykańskie protesty społeczne ostatnich lat – prawicowa Tea Party i lewicowa Occupy Wall Street – u swych podstaw mają dokładnie takie same poczucie nieuniknionego starcia właśnie kapitalizmu w jego formie sprzed kryzysu z demokracją. To, że oba ruchy żądają czegoś odwrotnego, nie ma znaczenia – obie grupy widzą ten sam problem.

Dla większości Amerykanów problem zderzenia kapitalizmu i demokracji nie istnieje – jak napisał niedawno na łamach dziennika „Washington Post” Harold Meyerson, jeden z najbardziej wpływowych amerykańskich publicystów lewicowych, dla wychowanych podczas zimnej wojny pokoleń Amerykanów „kapitalizm i demokracja są nierozłączne jak bracia syjamscy”. Sam Meyerson z zaciekawieniem przygląda się debacie o przyszłości demokracji i kapitalizmu nie w USA, lecz w Europie. Wielu komentatorów uważa, że to właśnie w Unii Europejskiej rozstrzygnie się debata na temat tego, czy i jak oba te pojęcia są od siebie uzależnione.

Moim zdaniem europejscy komentatorzy w przeciwieństwie do Meyersona, uważającego się za socjalistę, poważnie przecenili znaczenie obu amerykańskich ruchów protestacyjnych. Komentatorzy o skrzywieniu prawicowym przecenili znaczenie Tea Party, ci o zacięciu lewicowym równie mocno przecenili ruch Occupy. Żadnemu z tych ruchów nie udało się naruszyć amerykańskiej sceny politycznej bardzo mocno osadzonej na zasadzie dwupartyjności. Tak jak Mitt Romney jest rozczarowaniem dla Tea Party, tak i Barack Obama nie zyskał sobie zaufania czołowych działaczy ruchu Occupy. Żaden z tych ruchów nie odegrał znaczącej roli w prawyborach i nie odegra jej ani na letnich konwencjach wyborczych Partii Demokratycznej i Republikańskiej, ani w przeprowadzanych równolegle do wyborów prezydenckich wyborach do Kongresu USA.

To rezultat właśnie bardzo mocno zakotwiczonej w umysłach Amerykanów zasady, że demokracja i kapitalizm idą ręka w rękę. Tę niezachwianą wiarę Amerykanów może naruszyć poważniejszy kryzys demokracji w Europie. Jednak wbrew temu, co oglądamy z naszej, europejskiej perspektywy, na razie Amerykanie takiego poważnego kryzysu demokracji na Starym Kontynencie po prostu nie widzą.

* Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny miesięcznika „Sukces”, wieloletni korespondent zagraniczny „Gazety Wyborczej”.
** Tekst ukazał się w numerze 178 "Kultury Liberalnej" jako komentarz do Tematu Tygodnia "Kto pożre naszą demokrację?"

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka