„Dziś nie ma alternatywy dla tego, co robi polski rząd. To do Tuska dzwoni Angela Merkel, David Cameron czy François Hollande i z nim konsultują swoją politykę wschodnią. To jest nowe zjawisko”, mówi przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, Grzegorz Schetyna.
Łukasz Pawłowski: Czy przegraliśmy już Ukrainę?
Grzegorz Schetyna: My, jako Polska? Nie, na pewno, nie. Wydarzenia ostatnich tygodni to wielka inwestycja w nowe relacje miedzy Polską i Ukrainą. Ukraińcy zawsze będą pamiętać o wsparciu, jakie otrzymali od naszego kraju.
Nawet jeśli utracą Krym?
Krym jest symbolem integralności Ukrainy, ale jeżeli pyta pan o to czy Ukraina jest stracona, to mówię, że nie – nie dla Polski i nie dla Unii Europejskiej. Proces integracji Ukrainy z Zachodem jest otwarty jeszcze bardziej niż kilka miesięcy temu.
W swoim wystąpieniu sejmowym na początku marca powiedział pan, że „reakcja wolnego świata na serię rosyjskich zachowań musi być jednoznaczna, zdecydowana i ostra”, a naszym zadaniem jest obrona integralności Ukrainy.
Bo trzeba jej bronić, ale jeżeli słyszymy, że na Krymie lub w okolicach stacjonuje 18 tysięcy żołnierzy, a zdolność bojowa armii ukraińskiej jest znikoma, to przyzna pan, że jest to trudny projekt.
Zgoda, Rosjanie są na Krymie, armia ukraińska jest w stanie rozkładu, ale przecież pomocą dyplomatyczną i wojskową mogą służyć kraje zachodnie. Co można zrobić?
To jest kwestia czegoś więcej niż tylko dyplomacji. Potrzebujemy zaangażowania amerykańskiego, ale także jednomyślności na poziomie europejskim. Wszystko jest jeszcze otwarte, ciągle możliwe są rozmaite scenariusze. Trzeba być cierpliwym i utrzymywać integralność po stronie wolnego świata.
W środę odbyło się spotkanie premiera Tuska z kanclerz Merkel. Mimo wyrazów poparcia dla Ukrainy, Niemcy niechętnie mówią o zdecydowanych działaniach wobec Moskwy. Czego pan oczekuje od polskiego rządu w relacjach z rządem w Berlinie?
Dobrze by było gdybyśmy mogli wreszcie mówić o wspólnej polityce europejskiej w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. Chciałbym żeby Niemcy jednoznacznie podzieliły stanowisko tych krajów, które mówią o konieczności dywersyfikacji źródeł energii i zmniejszenia zależności od Rosji.
Strona niemiecka twierdzi, że zarzuty o uzależnieniu niemieckiej gospodarki od Rosji są całkowicie chybione. Niemieckie media zwracają uwagę na reformę tamtejszej polityki energetycznej w kierunku większego wykorzystania odnawialnych źródeł energii, a tym samym większej niezależności. W ich opinii prawdziwy problem z zależnością od Rosji mają Polska czy kraje nadbałtyckie.
Gazociąg Nordstream uzależnia Niemców jeszcze bardziej od rosyjskich dostaw. Można na to przymykać oko czy mówić, że inne źródła energii zastąpią te dotychczasowe, ale to jest tylko część prawdy. To, co robimy w Polsce od 2008 roku, czyli poszukiwanie nowych źródeł dostaw, rozpoczęcie budowy gazoportu w Świnoujściu, to jest prawdziwa dywersyfikacja. To bardziej skuteczna droga niż droga niemiecka. Mam nadzieję, że władze w Berlinie to zrozumieją i w zakresie bezpieczeństwa energetycznego nie będzie rozdźwięku między polityką europejską i niemiecką.
Ale przecież to Polska – opowiadając się za utrzymaniem wysokiego uzależnienia gospodarki od węgla – jest w mniejszości, jeśli chodzi o propozycje prowadzenia polityki energetycznej na poziomie europejskim.
Tak było jeszcze kilka miesięcy temu, dziś sytuacja jest zupełnie inna. Dziś wszystkie kraje europejskiej zobaczyły, jakie możliwości ma ten rosyjski niedźwiedź, jakie mogą być prawdziwe intencje Putina i polityki rosyjskiej.
Pana zdaniem naprawdę coś się w Europie zmieniło? Ja mam wrażenie, że wciąż przekonujemy to samo grono już przekonanych, a nieprzekonani pozostają sceptyczni.
Czytaj ciąg dalszy rozmowy na stronie "Kultury Liberalnej"
Inne tematy w dziale Polityka