Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
464
BLOG

Mniejszości wśród mniejszości. Dziennikarze prasy mniejszości narodowych na Zaolziu

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Mniejszości Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Dziennikarze prasy codziennej, wydawanej przez mniejszości narodowe w Europie od 2001 roku trzymają się razem. Wtedy właśnie powstała ich organizacja MIDAS (od MInority Dailies ASsociation) – Europejskie Stowarzyszenie Pras Codziennej w Językach Mniejszościowych i Regionalnych (European Association of Daily Newspapers in Minority and Regional Languages). Należy doń również „Głos” – Gazeta Polaków w Republice Czeskiej, która gościła 25 maja br. zaprzyjaźnionych dziennikarzy w Ostrawie na Walnym Zgromadzeniu MIDAS. Dzień później wszyscy pojechali na wycieczkę na Zaolzie.

Pierwszy przystanek to Dom Polski im. Żwirki i Wigury na Kościelcu. Prezes Miejscowego Koła Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego Tadeusz Smugała z typową dla siebie emfazą opowiada o historii powstania tej siedziby, o bohaterskich lotnikach, którzy zginęli nieopodal i o działalności koła. Bojan Brezigar z ukazującej się we włoskim Trieście gazety Słoweńców „Primorski dnevnik”, skrzętnie notuje jego wypowiedzi w notesie. Wszak dziennikarze zawsze są w pracy i chcą przedstawić swoim czytelnikom czy to właśnie w Trieście, czy w Katalonii, Siedmiogrodzie czy na Łużycach jak wygląda życie mniejszości na powstałym w 1920 roku czesko-polskim pograniczu.

image

(fot. Beata INDI Tyrna)


Ale o tym wszystkim w nowej siedzibie Kongresu Polaków w RCz mówi już prezes tej organizacji Mariusz Wałach oraz autor strategii zachowana polskości na Zaolziu „Wizja 2035” Zygmunt Rakowski. MIDAS-owcy pytają: ilu abiturientów podejmuje studia na uczelniach w Polsce? czy wracają? czy w czeskich szkołach również nauczają polskiego? czy język polski w kontaktach z administracją jest respektowany?

Kiedy pada odpowiedź na ostatnie pytanie, Janek Wowčer, redaktor naczelny wychodzącego w Budziszynie łużyckiego dziennika „Serbske Nowiny”, odwraca się do mnie
– To jest dokładnie tak samo, jak u nas w Saksonii z Łużyczanami. Oficjalnie możemy składać zapytania po łużycku, ale odpowiedzi otrzymuje się po niemiecku.

Wowčer daje mi wizytówkę. Jak na szefa mniejszościowej gazety przystało jest dwujęzyczna: po jednej stronie w górnołużyckim, po drugiej po niemiecku. Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że z niemieckiej wersji dowiaduję się, że mam przyjemność, owszem, z Jankiem, ale… Schäferem! Nie rozumiem. Dwóch Janków mają w redakcji, którzy noszą wspólne wizytówki? Ekologiczna oszczędność? O nie! Wowčer i Schäfer to ta sama osoba. To dziedzictwo pruskiej germanizacji z początku XIX w. kiedy urzędnicy tłumaczyli znaczenie łużyckich nazwisk na niemiecki. Nazwisko redaktora „Nowin” po polsku brzmiałoby Owczarz, albo Owczarzy. Teraz niby można to zmienić, ale biurokracja ma się i w Republice Federalnej aż za dobrze.

Ale na Łużycach nazwy dwujęzyczne na urzędach publicznych, tablicach wjazdowych i z nazwami ulic są wszędzie, niezależnie ile procent mniejszości zamieszkuje daną gminę czy miasto. W Niemczech przyjęto kryterium historyczne, chociaż autochtonicznej ludności jest raptem 40 tys w Górnych Łużycach (Saksonia) a 20 tys. w Dolnych (Brandenburgia). Natomiast w Polsce i w Republice Czeskiej obowiązuje kryterium procentowe – u nas jedna piąta mieszkańców gminy musi zadeklarować przynależność do mniejszości, by pojawiły się dwujęzyczne tablice wjazdowe, u naszych południowych sąsiadów starczy dziesięć procent.

Dlatego wycieczka po Zaolziu jest świetną okazją do snucia analogii nad sytuacją mniejszości narodowych w Europie.
– Jest wiele punktów wspólnych – mówi mi Günther Hofer, kierownik oddziału ds. mniejszości językowych i integracji europejskiej w Autonomicznym Regionie Trydent-Tyrol Południowy. – Wszystkie mniejszości muszą żyć w zgodzie z narodem państwowym, znaleźć ścieżki współpracy. Ale równocześnie muszą cieszyć się sporą niezależnością, mieć swoje szkoły, gazety w mowie ojczystej, programy radiowe, telewizyjne, móc wspierać swoją kulturę. To bardzo ważne.

– Trudno jest porównać wielką grupę niemieckojęzyczną w Tyrolu Południowym, która posiada autonomię – mówi z kolei jego kolega, Günther Rautz szef Instytutu Mniejszości Narodowych Akademii Europejskiej EURAC w Bolzano. I ma słuszność, gdyż mową Goethego posługuje się tam 300 tys. mieszkańców, czyli ponad 60 procent. Ukazują się aż dwie gazety codzienne – „Dolomiten” i „Die Neue Südtiroler Tageszeitung”.
– Ale mógłbym – kontynuuje Rautz – porównać was z Ladynami (mniejszość retroromańska w tamtym regionie – przyp. jot), których jest 25-30 tys. System szkolny jest ten sam. Są tam, tak jak i tu, małżeństwa mieszane. A to rodzina przecież decyduje, do której szkoły ma pójść dziecko, czy pozostanie w społeczeństwie mniejszościowym czy nie.

Z kolei Rajmund Klonowski z „Kuriera Wileńskiego” dostrzega wyraźne różnice w traktowaniu przez państwo.
– Na Zaolziu rzucają się w oczy dwujęzyczne napisy, a także to, że polskie szkoły nie są szykanowane. W Czechach jest 30 tys. Polaków, a mają prawie trzydzieści szkół. Natomiast na Wileńszczyźnie jest nas 200 tys., a mamy ich mniej niż sześćdziesiąt. Proporcja jest druzgocąca. A u nas chcą jeszcze zamykać kolejne.

Ale jak wycieczka po Zaolziu, to trzeba gości przeprowadzić też przez Cieszyn.
– Byłam pod wrażeniem wizyty w podzielonym, a nagle zjednoczonym mieście – uśmiech nie schodzi z ust Petry Sorge, niezależnej dziennikarki z Berlina, która dzień wcześniej otrzymała nagrodę Ottona Habsburga, przyznawaną za artykuły o tematyce mniejszościowej. – Zygmunt Rakowski powiedział nam, że kiedy weszliście do Schengen, to w mieście odbył się wielki festyn, bo miasto zostało znowu połączone. To piękny przykład zalet Unii Europejskiej.

Rautzowi Cieszyn też się spodobał.
– Mi się w ogóle podobają miasta, które mają wewnątrz granice. Byłem w Nikozji, w Gorycji, gdzie jedna część należy do Słowenii, druga do Włoch. I to jest komiczne, nie dostrzegamy już tej granicy, a mimo wszystko mamy odczucie że ją przekraczamy.

Autokar jedzie dalej. Po prawej Beskidy, po lewej Beskidy. Jednak za tymi ostatnimi jest już Polska. Ostatni punkt programu to wizyta w Mostach k. Jabłonkowa. Szef tamtejszego koła PZKO Andrzej Niedoba z dumą oprowadza po domu „Kasowym”. A potem poczęstunek, do którego nie może zabraknąć mioduli, tradycyjnej wódki z miodem. No i oczywiście „górolsko kapela”, „Wałasi” z pierwszymi skrzypcami Zbigniewa Wałacha.
– O czym oni śpiewają – Hatto Schmidt z „Dolomiten” nachyla mi się do ucha.
– O tym, że on ją kocha, a ona go nie chce.
– A! To u nas piosenki ludowe są o tym samym.
Śmiejemy się. A „Wałasi” grają. Kilka osób filmuje ich na smartfonach. Petra zachwycona. Po mioduli już ani śladu.

Powrót do Ostrawy. Rozmawiamy w autokarze o Zaolziu.
– Jestem pod wrażeniem jak wasza mniejszość funkcjonuje w Czechach. To przykład jak powinno być w Europie – mówi Petra Sorge. – Wcześniej były tu spory graniczne, o czym nie wiedziałam, była wojna, a za komunizmu wszyscy byli uciskani. Dzięki Unii sytuacja mniejszości wyraźnie się polepszyła, a minione konflikty zostały rozwiązane. To dobra wiadomość.

– Wiedziałem, że tu żyją Polacy – powiada Klonowski – ale to, że są oni tak dobrze zorganizowani, tak gościnni, tak serdeczni, to było dla mnie zaskoczeniem, bo często się stereotypizuje, że tu, na południu, są tacy zniemczeni, zaustriaczeni. Nic podobnego. To są polscy Polacy. Ja się tu czuję jak u siebie i to jest bardzo miłe.

Autokar zmierza obwodnicą Trzyńca. Przysiadam się do Rautza.
– A ty Günther co o tym myślisz?
– Odniosłem wrażenie, że polska mniejszość ma silne poczucie wspólnoty – odpowiada bez wahania. – Znam małe mniejszości, które wewnątrz są skłócone, walczą ze sobą. A u was cała mniejszość dąży do jednego celu, jakim jest obrona kultury i języka. I nie ma tu grup, które działają w odwrotnym kierunku. To moje wrażenie. Może fałszywe. Ale takie wrażenie na nas zrobiliście.

_________________________________________________

MIDAS – European Assoc​​iation of Daily Newspapers in Minority and Regional Languages

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo