czyli: gdzie kupić lemura?
Podczas ostatniego wypadu nad morze zahaczyliśmy z mężem o mini park ze zwierzętami. Ni to Zoo ni to park safari, bo większość zwierzaków biegała po otwartych dla zwiedzających wybiegach. Lwów i tygrysów nie było, były za to rozkoszne lemury.
Dopadły mnie, gdy tylko weszłam na wybieg, zanim zdążyłam się zorientować w którym kierunku się za nimi rozglądać. Podczas gdy pierwszy testował dekielek od obiektywu, drugi szykował się do abordażu.

Gdy pierwszy wspinał się wyżej, drugi przejmował torbę na aparat i próbował na trwałe odłączyć ją od dotychczasowej właścicielki.


Trzeci znienacka zaatakował od tyłu wykorzystując niepilnowane paski od plecaka.

Słodkie. I takie sprytne.

Mojego męża zauroczyły jeszcze bardziej. Po powrocie do domu przeczesał Internet w poszukiwaniu hodowców lemurów. Niestety wszyscy potencjalni sprzedawcy mieszkali w tej zepsutej Ameryce. Jedyna znaleziona informacja o hodowcy w UK dotyczyła człowieka, któremu groził proces za hodowlę lemurów. Okazało się bowiem, że są to zwierzęta z czołówki listy gatunków zagrożonych. Hodować lemurów, a tym bardziej handlować nimi nie wolno.
"Może to i dobrze" powiedziałam. Od wizyty w parku minęło już kilka godzin i rozsądek zaczął brać górę nad zauroczeniem. "Wyobraź sobie jakie zniszczenia sieje taki lemur pozostawiony na pół dnia sam w domu. A przecież nie miałbyś serca zamykać go w klatce? Wracamy z pracy a tu drzwi otwarte na oścież, klucze wyrzucone, a lemur na ciastkach i herbacie u sąsiadów." Mąż uśmiechnął się do roztaczanej przed nim wizji pobojowiska i stwierdził, że to tylko podnosi atrakcyjność lemura. Szalony!
A może nie?
W niedalekim Eltham, jest piękny pałac w stylu Art Deco. Nieprzyzwoicie bogaci właściele, których tajemniczym trafem ominął ogólnoświatowy kryzys lat trzydziestych ubiegłego wieku, wybudowali wówczas rezydencję na ruinach średniowiecznego pałacu królewskiego. Zachowane fragmenty historyczne zostały wykorzystane przez projektantów budowli.



Pozostały m.in. podziemne tunele, którymi można było wydostać się poza otaczający pałac park.
Wnętrza świadczą o zamiłowaniu właścicieli do sztuki i luksusu. Niestety, od pewnego czasu nie można w pałacu robić zdjęć. Więc chociaż dwa cudze

Entrance Hall
(fot.Victoria & Albert Museum)

Łazienka Virginii Courtlard
wykładana onyksem i złotem
(fot.blog Dáithaí C)
A co wspólnego pałac w Eltham ma z lemurami? Otóż Sir Stephen Courtlard i jego żona Virginia mieli ogoniastego ulubieńca zwanego Mah-jhong.


Jonngy posiadał własny, ogrzewany apartament na piętrze, z którego dzięki zamontowanemu włazowi i drabinie, mógł kiedy chciał, przedostać się do oranżerii na parterze. Taka historia.
Inne tematy w dziale Rozmaitości