Mądrzy ludzie siedzą w domu. Nie uciekają z samotności czterech ścian, nie uwalniają uczuć i strachów na wolnym powietrzu, żeby pofrunęły w eter i nie zawracały im głowy; nie zagłuszają siebie muzyką z megafonów w centrach handlowych i nie rozmieniają w rozmowach o niczym prowadzonych przy okazji nowych, miałkich znajomości. Wojciech Eichelberger
Trafność tej refleksji nie uderza w sens podróży jako takich.
Eichelberger mówi o tandecie różnych form eskapizmów.
O biciu piany, rozmowach o niczym - bo nawet mądre milczenie we dwoje niesie w sobie sens takiej chwili.
Zagłuszamy zgiełkiem siebie - bo nieprzyjazna strefa własnego wnętrza.
Opajęczone lęki, poczucie winy, nawet marzenia.
Omijamy przydrożne kamienie Zadumy, na rzecz neurotycznego biegu.
Bagatelizujemy sedno, bo makulatura bylejakości nie stawia żadnych wymagań.
Nie czekamy - na piękno, na dar, na rozkosz finału tęsknoty.
Lepszy jest sprint, by nie o być o jeden drink do tyłu za chaosem świata.
Wczoraj salon zamienił się w oddział ortopedyczny - bo masowo łamali sobie w biegu nogi ci wszyscy, którzy jak intelektualno-moralne xero - powielali blowjob w rzekomej trosce o ortografię.
Pominę sam fakt, że pompujący się drwiną nie są wolni od ortów i nie mam tu na myśli świadomego łamania ortografii - ale archiwum ich wpisów i komentów, gdzie rzekomo są wierni zasadom pisowni.
W necie można wyłuskać prasowe artykuły wyliczające nieznajomość języka polskiego przez naszych polityków - z każdej opcji.
Chyba nic tak nie łączy wszystkich frakcji jak kompromitacje językowe i co gorsza - merytoryczne.
Orty ortami, ale ten wręcz masowy głód na realizację najniższych potrzeb. Pomasturbować się błędem - uzyskać z tego tytułu kaleką rozkosz. Ileż nicków poszło na ten kompromitujący poziom autoerotyzmu mentalnego... Poezja:-)
Jasne - poprawność językowa powinna być priorytetem, ale polityka to nie dyktando.
A ortografia niskich potrzeb obnaża bezlitośnie jałowe umysły.
Tempo i sama ilość pojawiających się wczoraj wpisów na ten temat - nadaje się do księgi pana G.
Tylko wyjałowione od stref satysfakcji życie - ukierunkuje na bagno drwiny, niepohamowanej radości z czyjegoś błędu.
Ale to ilustruje przypisywaną nam Polakom narodową cechę, gdzie nawet kawały o nas to podkreślają - ja nie muszę mieć lepiej, większy ubaw - gdy coś złego u nielubionego sąsiada.
Niemcy mają na to takie jedno ładne określenie...
I jakoś tak tęskno za rasowymi gladiatorami obu płci.
Odpornych na kalekie, kompromitujące ich reakcje.
Na mądrość - tę ze 4 ścian własnej duszy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości