To, co za nami, i to, co przed nami, ma niewielkie znaczenie w porównaniu z tym, co jest w nas.Oliver Wendell Holmes
Wieczorem spłynęły słowa: Czekaj na mój telefon. Wybieram się do Ciebie.
Przez wiele lat żadne z nas nie musiało anonsować wizyty, chęci spotkania.
Zawsze to był spontan - typu: za chwilę będę. Albo - wpadnij na kawę - chcę pogadać.
Pomimo dzielącej nas różnicy wieku - jest niewiele starszy od mej Córki - życie, jego postawa, otwartość, niegasnąca chęć niesienia mi pomocy - nawet gdy nie wołałam help - usytuował go w gronie mych przyjaciół.
To on woził mnie i odbierał z lotniska - gdy życie związało mnie z Belgią.
To on przyjmował mnie pod swój dach, gdy musiałam chronić się przed agresją byłego.
To on wpadał do mego mieszkania, gdy potrzebowałam bodyguarda.
Wzajemnie byliśmy świadkami swego śmiechu, łez, naszych potyczek uczuciowych. Nie było tematów tabu, ważenia słów.
Mogłam liczyć na jego pomoc w przeprowadzce.
I potem stało się coś dziwnego.
Bez konfliktu, jakiejkolwiek wywrotki - znajomość obumarła.
Zimą zderzyliśmy się w sklepie - i choć nie miałam ciężkich zakupów - odprowadził mie pod drzwi - sympatyczna rozmowa, w której przemyciłam niejako pytanie, czy coś się dzieje. Uspokoił, że wszystko ok.
Ale potem ponownie...cisza.
I wczorajszy jego anons.
Za wcześnie na datę mych urodzin - więc nie wiem z czym przyjdzie, z jaką sprawą, czy zwierzeniem.
Może bierze ślub?
Ważne, że spotkamy się.
Jakiś czas temu konsekwentnie wycięłam z życia wszystkich tych, którzy infekowali fałszem, których wiodła do mnie rachuba szeroko rozumiana.
Dlatego byłoby mi przykro - gdyby zweryfikowana w ogniu spraw pięknych i trudnych - znajomość z P. miała sfrunąć w niebyt jak jesienny liść.
Czekam więc na jego telefon.
Na to też.

Wie, że kocham kadry na rękach i wiele mam takich właśnie od niego.
W dniu, kiedy dał mi u siebie schronienie - czyta mego bloga.
Inne tematy w dziale Rozmaitości