Z wypiekami na licu, wyostrzonym wzrokiem i słuchem - zasiadłam do oglądania debaty salonowej online.
Pierwszy orgazm - program hula! /te słowa ze specjalną dedykacją dla rasistów stylistyki i konwencji:-)/
A nie zawsze aplikacje hulają!
Ale pierwsza fala błogości już łączy się z nie mniejszą drugą...
Bo proporcje płci smakowite!
Nie postawię na wyznacznik testosteronowy - bo mityczny już karmin ust pani Staniszkis, jeszcze nie przesądza o obecności estrogenów.
Otwierający spotkanie Igor z dziwnym napięciem mięśni twarzy. Nie znam go osobiście - więc może to stała cecha.
Prezentacja szacownych Gości utrzymana w lekko żartobliwej formule - nie wszyscy łapią klimat, ale to przyjemna uwertura.
Nominacje na najlepszą dykcję odkładam - bo i też łącza fundują przekłamania w tym zakresie fonicznej klasyfikacji.
Bloger Rybitzky, z chłopięcym urokiem - z lekka usztywniony - ale ma prawo - owodnia anonimowości - także fizysu - na etapie - wody odeszły:-)
Dziewczyny z Salonu 24 w zachwycie - jakiż on przystojny!
Młodziutki Grześ W. już śpieszy dodać - że w realu też taki ciasteczkowy.
Który samiec tak wychwala atrakcyjność drugiego?
Odrzućmy tu pokrewieństwo poglądowe na rzecz fajnej postawy Grzesia:-)
J. Kaczyński w aureoli srebra wokół swych skroni - wyjątkowo dobrze wystylizowanej.
Ważniejsze, że wyraźnie wyluzowany, z pogodnym licem - co to rzadko można doświadczyć śledząc materiały TV.
Może dlatego porzucił ekonomię słowa - by w swobodnym nurcie tkać swą werbalizację.
Nie oznacza to jej wyczerpującego charakteru - ale różnica aż nadto widoczna, gdy ma się w pamięci archiwalne wypowiedzi.
Nie ma ukrywać, że zapracował na to klimat swojskości - gdzie jedyny oponent - w odległej Italii.
Kto wie jakby było - gdyby wody po goleniu obu panów niebiezpiecznie mieszały się bukietami od bliskości - nie uczuciowej rzecz jasna-:)
Rzadko dzieje się tak, że światło zaciemnia obraz - ale podgląd ze skype W. Sadurskiego mroczny - bo żartownisie oświetleniowcy zapodali punkt świetlny - za przeproszeniem - od tyłu:-)
Z drugiej strony - o paradoksie - najlepiej słyszalny w przekazie był właśnie profesor!
Bodylanguage Gości to inna historia.
Rybitzky wytrwał w pozie: a la u cioci na imieninach. Że z lekka spłoszony, usztywniony - nic dziwnego.
Ziemkiewicz - niby statyczny - ale z podskórną bojowością - na której uwolnienie i tak nie miał szans:-) Nie w takim zestawie osobowym!
Staniszkis - jakby podzielona w mowie ciała na pół. Przyzwyczajona do planu amerykańskiego z TV - założyła, że choreografia nóg jest poza polem widzenia odbiorcy.
A tu psikus - ale fajnie tańczyły stopy, w zrelaksowanym rytmie, w swobodzie domowego pochylenia się nad kolejnym felietonem.
Wspomniane wyluzowanie J. Kaczyńskiego nie obejmowało jednak swobody gestykulacji.
Gdyby poczynić kadr na otwartej przysłonie - nie byłoby zamazań:-)
Odwrotnie z było z W. Sadurskim - gdzie czytelnicy jego tekstów mieli okazję zetknąć się z obrazem jego temperamentu.
Jedni sklasyfikowali żywotność jako rozemocjonowanie - inni, jako efekt deprymującej odległości od reszty rozmówców i skazania na mało komfortowego komunikatora skype. W takich okolicznościach - mało komfortowego.
Ale to przecież geograficznie Włochy - tam nie uraczy się zombi emocjonalnych, z zagipsowaną gestykulacją !:-)
Sam I. Janke był w mowie ciała jak ediuta na fortepian ze zmiennym rytmem w zapisie nutowym.
Raz jego ciało wypełniało pobudzenie, by za chwilę przejść w piano zastygnięcia. Rozdarty pomiędzy moderowaniem dyskursu, a lookaniem w laptopa.
Antrakt w transmisji - chyba wynikający z awarii zasilania w studio - nie skonfudował zebranych - choć ponownie pojawili się potem w pościelowej wersji przygaszonego światła:-)
Był tam jeszcze jeden gość - nie mniej ważny od pozostałych.
W dowodzie ma imię: Meritum.
Jeśli Meritum osiadało na ustach pytających - to dziwnie nie trafiał na płatki ust odpowiadającego.
Ani Rybitzky nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie, ani Staniskis, ani Ziemkiewicz.
Pytania blogerów - też były potraktowane jako atrapy.
Najwięcej miał szczęścia Sadurski - ale jak to bywa w wielu rodzinach - najwięcej przywilejów ma "obcy".
Wertując wrażenia blogerów z tego spotkania, trafiłam na taką wpowiedź: Czy Kaczyński mógłby coś takiego wprost do kamery powiedzieć? Otóż nie mógł, ponieważ jest politykiem.
Dlatego miernoty, typu Rybitzky, Sadurski, mogły sobie tokować do woli. Bez sensu i bez umiaru.
pozdrawiam Panią
MAREKTOMASZ
To jest argumentacja na absencję meritum...
Polityk nie może mówić wprost, ale inni - którzy pytali wprost - są wg cytowanego - miernotami.
Reasumując: sam pomysł spotkania, transmisji - świetny.
Pojawia się pytanie o celowość.
Zabrakło dyscypliny merotorycznej.
Takich spotkań nie organizuje się dla klimatu - u cioci na imieninach.
A strefa percepcji?
Dla wielu nie ma znaczenia treść dyskursu, charakter pytań - jeszcze przed odpaleniem spotkania - już mieli gotowce z uwielbieniem lub negacją.
Meritum to przecież domena miernot.
Ważniejsze jest obłaskawienie emocjonalne, nasycenie źrenic ukochaną postacią. Wytoczenie piany wobec...niekochanych.
Dlatego podsumowanie może mieć raczej charakter opisu randki, a nie polemiki.
Wzrusza także blogerska analiza składu mleka, jakim był raczony W. Sadurski na etapie niemowlęcym.
No, ale meritum jest dla miernot....
Inne tematy w dziale Rozmaitości