Tylko kultura umysłowa może przysposobić człowieka do rozkoszowania się życiem w jego najwyższej pełni. Ryszard Wagner
Przytulny kąt sobotniej nocy jest jak niemy kochanek zatopiony w fotelu. Niby nic nie mówi, nogi niedbale rozrzucone w otwarciu na kilka możliwości.
Półuśmiech, półmilczenie, półnadzieja, półniemoc...
I nagle senny mrok, który już nie miał nic do powiedzenia - woła mnie.
Tak nagle, zaskoczenie zrywa pluszowość szlafroka z nagości ramienia...
Uchylam framugi nocy - ale to za mało.
Żegnam więc szklaną barierę pomiędzy mną a nagością nocy.
Zachłystuję się z równoczesnym zdumieniem, że tam jest o wiele cieplej niż u mnie...
Moją twarz ujmują dłonie parujących zapachem gotowości pól, co zaraz uderzą pysznością zieleni.
Pan z ochrony osiedla dziwi się - nie tyle mej półnagości, co uśmiechowi - którego uzasadnienia nie ma szans zlokalizować.
Ale ono jest. Ma konkretne imię.
Konkretną potrzebę, bym to była ja...
Śmiech melioruje i noc po tamtej stronie, także na moje słowa: nacjonaliści wszystkich krajów łączcie się...:-))))
Próbujemy zestawić puzzle dostępnego nam nieba.
Nawigacja wg gwiazd - mniejsze ma znaczenie niż nawigacja wg wiedzy: dlaczego...
Nektar ma wytrawny bukiet, bo nikt nie słodzi...
Ból też chce dojść do głosu - obracamy go w dłoniach kontekstu - parzy, by za chwilę wystygnąć wobec ważniejszej prawdy.
Nie jest prawdą, że tylko kobietę można rozchylać: materię na jej biuście, jej uda, jej tajemnicę...
Mężczyznę też można - jego skrzyżowane w geście dystansu ramiona, jego słowa, jego obawy...
Jego milczenie - dla jego słów. Jego słowa - dla naszego milczenia.
Pożegnanie mnie w oknie nocy.
Mrugający kąt sobotniej chwili także zdumiony tym, co przed chwilą...
Nagość ramienia znów chowa cnotliwy szlafrok.
Zastygam w przeżywaniu jeszcze raz ciepła, które tak niespodziewanie wycałowało me czoło pikselami gwiazd.
Jeszcze nie wiem, że to tylko antrakt.
Bo ponownie biegnę do ledwo pożegnanego okna.
Bo ponownie i wciąż chodzi o mnie - pomimo niedawnego pożegnania.
Tam już nie ma nieba - moje wciąż przemyca swoją tajemnicę.
Ciepło mroku nadal głaszcze moje obojczyki, ale pocałunki są już bardziej rześkie.
Jeszcze nie świt, ale już nie noc.
Komunia światła z ciemnością - to też spadające krople słów.
Bez takiej rosy - żadna prawda nie zakiełkuje.
Kąt soboty ustąpił miejsca rogatkom niedzieli...
A ta przywitała mnie z rumieńcem przeżycia za moskitierą zrozumienia.
Beznamiętni wielbiciele godzin wytartych z uśmiechu, sędziowe z bałaganem we własnych aktach - tworzą nurty rzek opływających wyspy cudów.
Tak jak czasem banalny kąt sobotniej nocy - staje się oazą spełnienia.
Nie trzeba rozumieć, jeśli się doznało...
Inne tematy w dziale Rozmaitości