To było kilka lat temu.
Moja inicjacja w zakupie via net.
Nie przełamałabym się, gdyby nie skala determinacji.
I świadomość, że zostało już tylko kilka biletów.
A wszystko zaczęło się jeszcze kilka lat wstecz. Upalna niedziela, przez przypadek trafiam w TV na spektakl Lord of The Dance.
Ponad 30 C, a ja zahipnotyzowana... z gęsią skórką na całym ciele...
Doświadczamy tej gradacji: coś może nam się podobać, coś może mocno wzruszać, albo wreszcie Ewerest percepcyjny - nas już nie ma - kosmos, emocje zostawiają zdziwione ciało - są odrębną już historią...
Narkotyczny poziom bez narkotyków.
Ale to nie wszystko.
Bo potem, gdy krzywa doznań powoli opada - tak, jak w wersji kobiecej z innej strefy przeżyć - to zostaje się z nagrodą absolutnego oczyszczenia. Taki Bar Tlenowy dla duszy...
Bilet to jedno - ale żal, że samej, że nocą powrót z drugiego końca miasta...
Odnajduję swoje miejsce w pierwszym rzędzie - wiedziałam, że ogromny sprzęt nagłaśniający wymasuje decybelami - ale to nic, to nic..
Obok mnie 30-latek, długie włosy do pasa, skórzana kurtka, glany...
Nie pasował mi stylistycznie - ale jakże się pomyliłam.
Bo w antraktach - my sobie zupełnie obcy - rzuciliśmy się na siebie w uwalnianiu zachwytu widowiskiem.
On był sam, ja sama - ale ciśnienie, by komuś, by na cito, by właśnie w tej chwili - połączyło nas w gorącym dialogu.
Kolejne antrakty - analogicznie - nawet poza nimi - pochylaliśmy się, by wykrzeczyć do ucha wrażenia.
Lubię to wspomnienie - nie tylko dla piękna chwili, ale dla traktu: pragnienie - determinacja - realizacja.
Chcę powtórek... małych i dużych sukcesów.
Chcę siły swej determinacji i absencji demonów, które szepcą - bujaj się mała...to się nie uda...
Inne tematy w dziale Rozmaitości