Amerykański psycholog Seligman zadaje kłam obiegowym opiniom na temat optymizmu.
Według niego podstawą takiego nastawienia do życia nie są pozytywne frazesy ani wyobrażanie sobie zwycięstw, ale sposób myślenia o przyczynach tego, co nam się przydarza (co nazywa stylem wyjaśniana). Wykazał, że ów styl wyjaśniana ma bezpośredni wpływ na efekty pracy.
Otóż pesymiści łatwiej się poddają, wycofują, częściej wpadają w depresję, co zwykle kończy się porażką. Z kolei porażki zniechęcają ich jeszcze bardziej do działania. Natomiast optymistów porażki nie deprymują.
Traktują je jako wyzwania i jeszcze bardziej starają się dopiąć swego.
Udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że u człowieka w stanie depresji zmniejsza się poziom hormonów przenoszących informacje od nerwu do nerwu (katecholamin), co obniża aktywność układu odpornościowego. U optymistów – odwrotnie.
Optymizmu można się nauczyć, twierdzi Seligman.
Największy wpływ na nastawienie do życia ma styl wyjaśniania, czyli rodzaj filtru, przez który postrzegamy niepowodzenia i sukcesy. A ten filtr zakładamy już w dzieciństwie.
Jeśli po traumatycznych czy bolesnych przeżyciach po pewnym czasie wszystko wraca do normy, wyrabia on sobie pogląd, że niepowodzenia można przezwyciężyć, że straty nie są nieodwracalne. Jeśli uraz trwa długo – ból psychiczny przechodzi w zwyczaj negatywnego myślenia o świecie. Alina Gutek
A jeśli tak - można zacząć swobodnie oddychać, wyciąć chałupca pół metra nad ziemią i z niegasnącym uśmiechem połykać kolejne dni, lata...
Tylko, że to tak nie działa.
Bo każda życiowa rafa wymaga nowego procesu ratowania optymizmu.
Bo zaimpregnowani jesteśmy od lat nawykami, które nas prędzej wbiją w depresję niż uśmiech.
Ów ważki styl wyjaśnienia - to coś więcej niż podrapanie się w głowę.
On wymaga i odwagi, i umiejętności.
Znać przyczynę - ileż o tym już pisałam...
Też dlatego, że nałogowo lubię przebijać się do genezy, okoliczności, przyczyn.
Gdy pytam - nawet pojawiająca się odpowiedź nie zawsze wystarcza.
Często wymaga rozebrania z mechanizmów obronnych, płaszcza manipulacji, i wszelkich zbytecznych szmatek z garderoby - wielobarwne uniki.
Czy warty jest ten trud?
Zawsze.
Bo nie lewitujemy nad twardym gruntem sedna, ale mamy z nim stałą łączność.
Nie ma też mowy o pewnym sukcesie - ale to zawsze właściwa nitka autostrady procesu poznawczego.
Jest jeszcze inna pułapka.
Można być więcej niż sprawnym w wyjaśnianiu świata, okoliczności, innych ludzi - ale być partaczem wobec eksplikacji siebie dla siebie.
Bo dla innych - to luz.
I nie dlatego, że gubimy warsztat poznawczy, dostajemy pomroczności jasnej w szukaniu przyczyny.
Ale to tak, jak ze światowej sławy neurochirurgiem - uratuje ogrom istnień - ale na sobie nie przeprowadzi operacji.
W jego przypadku - to oczywiste ograniczenia.
A gdy szukamy przyczyn w sobie?
Tu sprawę utrudniają dobrze wypasione obawy, ale i skala braku wiary w siebie.
Można głęboko wierzyć w Boga, w innych ludzi - najtrudniej w siebie. Pomijam socjopatów czy psychopatów - którym jedynie wydaje się, że są pełni wiary w siebie - ale nawet ta iluzja dodaje im sił.
Odporni na iluzję, teatralizację swego wątku - mają gorzej.
Napompowana autościema - to jak lala z wiadomego sklepu.
Niby ma rączki, nóżki, gotowość ust - ale całościowo to żałosna atrapa.
Seligman sugeruje jak uniknąć stygmatyzowania porażką.
Ale nic nie mówi, jak zbliżyć się do decyzji, realizacji planów - gdy jeszcze nie ma mowy o pracy nad wywrotką, jej przyczynami - bo jesteśmy przed progiem inicjacji szeroko rozumianej.
Skąd brać paliwo, jak zgasić wszystko to, co blokuje?
Czasem wystarczy - brak piły łańcuchowej w rękach innych, którym marzy się amputacja naszych skrzydeł gotowości.
Czasem wystarczy pozytywne wzmocnienie z ust nam życzliwych.
Jak odszukać przyczynę jeszcze bez materii efektu?
Pachnie to nową wersją systemu wyjaśniania.
I jeszcze pamięć słów - gdy życie wywróciło się do góry nogami - jesteś dzielna...
Inne tematy w dziale Rozmaitości