Stresik od rana...
Bo rolety zewnętrzne podnoszą swe powieki, by dopuścić mnie do urody dnia...
Zapach kawy droczy się z zapachem mego przebudzenia...
Odpalam pieszczocha, znaczy się laptopa - a tu syrena jak alarm przeciwpożarowy - nawet głośniejsza od niego.
Tylko, że jak zawył przeciwpożarowy, już miałam w drzwiach panów z ochrony.
Jak laptop wyje i nie dopuszcza do siebie - nikt nie puka do mnie...
Próbuję, kombinuję - ale jako laik wolę nie pogarszać sprawy.
Wysyłam smsowe help do przyjaciela programisty - czy mogę zadzwonić?
On nie odpisuje - sam dzwoni.
Mówię mu co sie dzieje, jak to wygląda...
On:
- Słuchaj, teraz jestem w Anglii - ale będę już w kraju ok 19-tej i podskoczę do ciebie. Ale zanim - sprawdź to i to...
Tak umówieni - kończymy rozmowę.
Pouczona lecę wg instrukcji.
I co?
I działa!!!!!
Nawet nie wyjaśnię, co zablokowało laptopa, bo taki wstyd, taki wstyd....
Informuję go smsem - że udało się - podpisując: zawstydzona.
Jego answer: Najlepszym się zdarza.
Cały On!
Pamiętam jak się poznaliśmy.
Etapowo niejako.
Ktoś zapytał na forum osiedlowym, jak mieszka się na tym osiedlu, więc wyraziłam zachwyt, że sarny podchodzą pod me kuchenne okno. Bo tak było.
I wtedy - jeszcze mi nieznany Piotr napisał: to żadne sarny, tylko ja w ich przebraniu pomykam pod oknami ku uciesze niektórych.
Rozbawił mnie tym.
Potem był grill sąsiedzki - każdy przedstawia się nie tyle z imienia, ale podaje nick z forum.
Gdy on ujawnia swój - ja uśmiecham się:
-Czyli to ty pod moim oknami jako ta sarna:-)
Dekadę młodszy, z urodzinami obok moich - gdzie w kolejnych latach zdarzało nam się łączyć party urodzinowe.
Szalenie introwertyczny - ale zawsze gdy otwierał usta - to z sensem, kwintesencją zagadnienia.
Gdybym miała wyliczyć ile razy mi pomógł - byłaby to długa lista i nie awarię kompa mam tu na myśli.
Pomoc życiowa, męska, nawet ochrona mej osoby - gdy była konieczna.
W najgorszym okresie życia - koledzy siłą wsadzili mnie nocą w auto i wywieźli nad moje ukochane morze, by ratować me emocje.
Choć oporowałam, płakałam tak, że nie byłam w stanie się spakować - powtarzali - nie ma opcji, byś nie jechała.
Piotr był wtedy na kontrakcie w Gdańsku, willa pracownicza z olbrzymim ogrodem.
Nocny grill, a on zaprosił mnie na spacer po zatopionym w nocy ogrodzie - ale bardziej chodziło o wydobycie mnie ze smutku niż prezentację alejek.
Nie lubię prosić o pomoc, mam z tym niebywały problem - ale jeśli już życie postawiło mnie pod ścianą - on nigdy nie pytał - a dlaczego, a po co, a kiedy...
Po męsku - nie martw się, będę.
Nigdy jego postawy empatycznej nie wykorzystywałam.
Starałam się rewanżować - a to jego ulubioną sałatką, a to litrową whisky, gdy odbierał mnie z lotniska.
Sama - ale nie osamotniona.
Nie tylko dzięki Piotrowi.

Kochani - na te dni Świąteczne...
By to co ważne - doszło do głosu...
By to co zwyczajowo boli - wyciszyło się...
By Bliskość, by Prawda, By Nadzieja - zgubiły opakowanie skorupek - a symbol Odrodzenia przełożył się na dni, które przed nami...
Wam i sobie - z głębi serca - życzę...
Inne tematy w dziale Rozmaitości