Stało się to podczas mszy w rocznicę śmierci Papieża.
Choć przybyłam wcześniej - by jeszcze spowiedź - kolejki były takie, że odeszłam od konfesjonału - gdy kończyło się już przystępowanie do Stołu Pańskiego.
Sprint na szpilkach w świątyni - odpadał. Ale zdążyłam. Trudno tak na szybko zbudować intencję - więc niby lakoniczna:Boże, przenieś mnie...
Już w ławce modlitewna prośba o wstawiennictwo do naszego Papieża.
Czekało mnie przekroczenie życiowego Rubikonu.
Od dłuższego czasu żyłam na krawędzi życia, na krawędzi czucia siebie samej.
Nie miałam już sił na nic.
Kilkanaście dni potem - kluczowa data - procedura bez złudzeń - kolejna życiowa golgota - rozciągnięta na niewiadomą liczbę dni.
I zanim się wszystko zaczęło - cud!
Zaskoczył wszystkich.
Dobry Bóg oszczędzil mi bolesnego przypiekania chorą nienawiścią.
Po prostu przeniósł mnie i żaden kamień, ostrze nieprawości nie dosięgneło umęczonej mnie.
Za dużo we mnie pokory, by uznać swój szary ból - jako strefę Troski Pana.
Ale zdumienie finałem, choć jeszcze brak początku - ogarnęlo też niewierzących uczestników tamtych wydarzeń.
Cud bez otworzenia się Nieba nad mym czołem.
Cud, który nie wymazał wodospadu problemów, bo na drugim brzegu Rubikonu - pustynia, trzeba orać i siać. A plony bez gwarancji urodzaju.
Ale najtrudniejszego odcinka nie przebyłam sama. Moje stopy suche...bez zranień... od żwiru programowego niszczenia.
Wyspowiadana z grzechu braku wiary w siebie, w swoje szczątki sił - nigdy nie wkładałam palca w bok, bo może z Nim to nie tak, że to iluzja, że to neuropotrzeba ośrodka mózgu, by jakikolwiek bóg...
Bo wierzyć nie oznacza - wygodniej.
Bo modlitwa o Jakość - to poplątane linie alpinistyczne, które w ludzkim wymiarze - czasem zawodzą.
A wtedy spada się. Tak po prostu.
Nikt tego nie widzi.
Spadający też rzadko to czuje, aż wbije się w chropowatość doliny.
Las tomaszowych palców nieustannie penetruje.
Nie tyle prawdę Jego istnienia, ale ludzką godność, intymność bliźniego.
Rozdrapią bok bólu, by tylko nasycić się zapachem łez.
Chwilę po tamtej rocznicowej Komunii - strasznie rozpłakałam się.
A przecież radość, że zdążyłam.
Ale może już wtedy Dobry Bóg zaznaczył w kalendarzu Łaski datę anonsowanego piekła, które jednak nie doszlo do głosu.
Modlitewna prośba o wstawiennictwo Papieża - w zrozumiały sposób sankcjonuje treść tego wpisu, który akurat dzisiaj...
Niech mi będzie wolno wierzyć, że to właśnie tak...
Inne tematy w dziale Rozmaitości