Refleksja o tym, dlaczego czasem nie udaje się dialog osobowości, ich dostrojenie....
Obszerne wprowadzenie skomponowane z fragmentów artykułu:
(...) Dlaczego w tym przepływie pojawiają się zakłócenia? Dlaczego przepływ ten zostaje przerwany?
Bo każdy z partnerów ma jakieś deficyty, które chce zaspokoić, świadomie, czy nieświadomie wykorzystując do tego drugiego.
Deficyty, będące bagażem z jego dzieciństwa, z którymi do tej pory się nie uporał. A jeśli partner staje się potrzebą, sposobem na zapełnienie swoich deficytów, gwarantem szczęścia, to zanika chęć bezinteresownego dawania, a rośnie chęć brania.
Każdy od każdego chce dostawać, zaczyna więc stosować różne strategie manipulacji, aby dostać więcej. Zamiast przepływu energii miłości pojawia się handel wymienny, partnerzy zaczynają skrupulatnie sprawdzać, czy wzięli tyle samo, co dali. I prędzej czy później dochodzi do walki o władzę – kto komu będzie dawał, kto komu się podporządkuje, kto będzie dawcą, a kto biorcą.
Deficyty z dzieciństwa dotyczą obszaru poczucia bezpieczeństwa, poczucia własnej seksualności (kobiecości lub męskości), poczucia własnej wartości i poczucia bezwarunkowej miłości.
Można się ich pozbyć poprzez podjęcie trudu rozwoju osobistego, zgodę na ból dotknięcia starych ran, nauczenie się kontaktu z własnymi emocjami i zarządzania nimi, opanowanie sztuki asertywności.
Dojrzała decyzja, oparta na miłości, o wejściu w związek, równoznaczna jest z wzięciem odpowiedzialności za swój własny rozwój, za zaspokajanie własnych deficytów bez wykorzystywania do tego partnera.
To także wzięcie odpowiedzialności za stymulowanie rozwoju partnera.
Wynikająca z miłości troska o ukochaną osobę oznacza otwartość na wysłuchanie jej potrzeb, ale nie zgodę na spełnianie wszelkich jej oczekiwań. Zadbanie o siebie w związku – z miłości własnej – nie jest tożsame z tym, że partner ma obowiązek zaspokajać nasze potrzeby i spełniać nasze prośby, ale że gotowy jest je przyjąć i uwzględnić, okazując nam swoją troskę. Wszystko odbywa się na zasadach dobrowolności.
Co zatem możemy zrobić, gdy mamy wrażenie, że bardziej się troszczymy o partnera niż on o nas? Mamy wolną wolę, możemy wybierać, czy decydujemy się na taki układ, przypominający relację matki z dzieckiem, czy nie.
(...) Dysponując wolną wolą mamy wybór takich związków, w których dobrze się czujemy.
Jeśli - z powodu naszych deficytów - upośledzona jest nasza zdolność do dawania miłości, w związku przyjmiemy postawę roszczeniową i z łatwością będziemy obwiniać za swoje nieszczęście naszego partnera.
Trudno będzie się nam rozstać nawet wówczas, gdy związek nie spełnia naszych oczekiwań, podejmiemy walkę o jego przetrwanie, będącą w istocie chęcią wymuszenia na partnerze, aby dostosował się do naszych żądań. Będziemy bez końca cierpieć "z miłości". Hodować poczucie krzywdy, wymagać zadośćuczynienia, pałać żądzą zemsty.
Człowiek z deficytami rzeczywiście przypomina połówkę pomarańczy, nic więc dziwnego, że szuka swojego dopełnienia.
Powstały owoc nie jest jednak metaforą opartego na miłości związku, ale tworzonej przez każdego z partnerów iluzji bycia uformowaną całością. Jeśli uda nam się pozbyć deficytów, staniemy się pełnym, dojrzałym owocem, zniknie potrzeba szukania drugiej połówki, a wejście w związek stanie się naszym wyborem, a nie koniecznością. Będziemy zdolni do miłości.Eugenia Herzyk
***
W wielu mych wpisach pojawia się walor dowolności, luksus podejmowania decyzji - w aurze wolności szeroko rozumianej.
Drugi człowiek to nie proteza na nasze deficyty.
Stosując taką protezę - oboje upadają...
Wnosząc w związek nieprzepracowane deficyty - jest jak z ubytkiem w zębie. Najsmaczniejszy posiłek będzie kończył się bólem - bo nerw w stanie zapalnym.
Trudno przyjmować ufny śmiech oddanej osoby, gdy my wykrzywieni od bólu, bo w przeszłości ktoś fest nas zranił.
Trudno mieć apetyt i siły na penetrację tajemnicy świata emocjonalnego innych, gdy chory ząb zadawnienia sprawia, że potrafimy myśleć jedynie do granicy bólu.
Wtedy wszystko irytuje, bo chodzimy po ścianie bezradności wobec bólu.
Dotyk mentalny, fizyczny - też niemożliwy - bo tak boli, że nawet intencja dobra... jawi się jako kolejny zadawacz bólu.
Konieczne jest leczenie kanałowe, albo nawet ekstrakcja.
Bo ból jest w nas, a nie na reklamie pasty do zębów.
Ból nie pojawia się, gdy poznajemy kolejne osoby.
Na każde spotkanie już niesiemy ów ból.
By bolało nie trzeba obecności drugiej duszy.
Samo oddychanie, kontakt z powietrzem - odpala ból.
Nie rodzimy się po to, by płacić Vat za ból... nie przez nas zadany.
Można też pokochać własny ból, oswoić go, pielęgnować, czy wręcz delektować się nim...
Bo jeśli boli - to znaczy, że żyję.
Można.
Ale wtedy tym bardziej - drugi człowiek jest już tylko nic nie znaczącym... intruzem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości