ladynoprofit ladynoprofit
439
BLOG

Lokator...

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Obserwujemy się cztery tygodnie, kochamy się cztery miesiące, kłócimy się cztery lata, tolerujemy się czterdzieści lat, a dzieci zaczynają od początkuAlbert Einstein

Nie zawsze, nie zawsze...

Jutro Dzień Dziecka...

Mgliste wspomnienie cukrowej waty, która była zbytecznym - ale pierwszym lifitingiem szczęśliwych policzków.

Cukrowa wata to uwertura  do wiedzy o życiu - bo chwila lepkiej rozkoszy podniebienia, a potem zostaje ci w ręku... do niczego niepotrzebny patyk...

Pan od budki z watą cukrową był bogiem, kolesiem z dostępem do...raju....

Potem dorastamy - i pozycja zawodowa tych od waty - jakaś taka enigmatyczna, rozpuszcza się w nicość wobec nurtu spraw istotnych.

Gdzieś pomiędzy wątrobą, a śledzioną jest mały lokator.

Nie, nie tasiemiec!

Nasze wewnętrzne dziecko.

W mniej lub bardziej zabieganej codzienności - nie ogniskujemy myśli wokół narządów wewnętrznych.

Chyba, że przypominają się....bólem.

Wtedy wertujemy w głowie atlas anatomiczny - czy to wątroba, może trzustka itd.

Wczoraj Terlecki uświadomił nam swym wpisem, że wierzący w Boga mają zjechaną wątrobę - bo są jak AA.

Infantylizm, alogiczność jego konkluzji - od dawna mnie bawi i tylko bawi.

Żaden atlas anatomiczny nie zawiera nawigacji do dziecka wewnętrznęgo.

Traktujemy je bardziej po macoszemu niż swe podroby.

Kiedy ono cierpi - nie pomoże żaden Raphacholin.

Jego ból przekłada się na nasz dyskomfort - ale tak jak bólu zęba nikt nie zbagatelizuje - tak cierpienie dziecka wewnętrznego najczęściej banalizujemy.

Nasze dziecko wewnętrzne ma nasze imię, nasze DNA, naszą kość pamięci...architekturę osobowości.

Jednak nie stanowi xero.

Jest bytem odrębnym w pełnym zespoleniu z nami.

O wiele częściej ma zmarzniętę rączki - nawet w upalne dni - niż ogrzane naszą pamięcią o nim.

W sumie to wstydliwa sprawa - taki nieletni lokator.

Nie napije się z nami.

Podczas seksu - wywalamy za drzwi uczestnictwa.

Tylko, że brak współpracy z nim czyni z naszej dorosłości ...kolejne dzieciństwo z patronatem dziecinady, bo nie dziecięctwa.

Gubimy się przy najprostszych sprawach, nie rozumiemy innych, bo jesteśmy analfabetami samych siebie.

Dyskurs z dzieckiem wewnętrznym wymaga odwagi.

Gdyż nie zawsze fajne rzeczy ma nam do powiedzenia.

Dziecko wewnętrzne to ważne narzędzie weryfikujące. W jego źrenicach pojawia się azymut - gdy dręczy duszna bezradność.

Rodzaj lustra - ale nie tego z salonu kąpielowego, ale z komisariatu.

Chciałbym, by kiedyś ucząc swoje dzieci nie mówił im o pacierzu, ale o codziennym spotkaniu z Bogiem. Nie pytaj: czy zmówiłeś pacierz?, ale pytaj czy rozmawiałeś z Bogiem i o czym z Nim rozmawiałeś? Wtedy dziecko od początku łatwiej przejdzie z modlitwy dziecka do modlitwy człowieka dojrzałego. ks. E.Staniek

Wyraźny kontekst religiny w cytacie - można poszerzyć do różnicy - pomiędzy wpajaniem wiedzy - a nauczeniem stylu myślenia.

Bo wiedza, to jeszcze nie mądrość.

Paradoks polega na tym, że nasze dziecko wewnętrzne jest bardziej wyedukowane od nas, jest o jedną kolejkę przed nami.

Z prostego powodu - jest etatowym suflerem.

Ileż to razy w życiu - zapominamy tekstu.

Odwoływanie się do zakneblowanego suflera tnie scenopis antraktami ciszy - bo łatwiej pielęgnować niewiedzę. Albo zostaje bezrefleksyjne powielanie scenopisów innych.

Że nie są z naszej bajki?

Kto by się tam martwił o brak spójności ze sobą samym....

PS.

Clip z cichą dedykacją...

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości