Ups... coś mi się w tytule pomerdało...
No nic...
A wszystko przez to me wrażliwe serduszko, koronkowe emocje, subtelne drgnienia duszy, i amplitudę piersi, gdy troska miesza się z rytmem oddechu...
No bo zawsze, ale to zawsze - gdy jakiś niepokój międzyludzki, zwarcia, wyliczanki - to perły łez mych zdobią chwile ich uwolnienia.
Upalny wieczór - czas relaksu dostąpić..to odpalam SPA Salonu 24, migający emocjami NE i co widzę???
Mnogość dusz, koncerty fortepianowe na wiele klawiatur laptopowych, kipiący testosteron, zmobilizowane jajniczki i czuję się jak na rozgrywkach tenisu - trajektoria kamieni jako ta sportowa piłeczka funduje fitness mięśni mej łabędziej szyjki...
Tylko obojętność przechodzi bez słowa - a ja z kamienia nie jestem.
Jeszcze niedawni przyjaciele, bracia w boju - a teraz dramat rozlanego alfabetu w boju: i swój na swego!
Mówią medycy - nie stresować się, nie przejmować - ale jak to tak, kiedy każden z nich bliski sercu mnie niebogi.
Chciałoby się podejść, szepnąć strwożonym głosikiem - Waszmości miarkujta się ta...
Ale wiem, że nie usłyszą.
Tam tylko rozbrzmiewa tonacja D - Agent, m - wtyczka.
Myślę sobie, zadrę kiecę i lecę..
Ale nagle..
O losie, o niebiosa łaskawe...
Kolejna przypowieść o Łazarzu, choć to tylko przybycie zwolnego przybysza.
Biegnę... bo i do radości wielu - zawsze warto.
Bo piękno uniesień dusz, wyrazy wdzięczności - to to co uwielbiam.
Raduje się me lico... a sam zniewolony Wolnością człek głaski rozdaje, macha oszczędnie łapką, jako ta królowa brytyjska w orszaku.
I we mnie jakowaś nirwana dokonuje się, bo czuję, że mąż prawy z radosnym sercem, co niesie światło w te mroczne zakątki portalu.
Próżne me nadzieje..oj prożne..
Bo tylko nie-swój przywitać się zdoła, cynicznym lodem przebudzony częstuje...
Chwil kilka temu ktoś wołał o wódkę, taką 40%, potem że 7% punktów poszło się paść w ciągu 2 tygodni i niejako "nagle" wraca na salon ..,ten co w akcie spontanu powstan:-)))
Ale co tam Łazarze, ekrany, czy powroty gdy ...trwoga.
Bo jest! Bo znalazłam rycerza nad rycerze.
Twardy jak beton - choć długo pomykał w zbrojnej stali.
Mówią, że nie ma już rycerstwa, że tylko duchy przypominają o przeszłości męstwa.
A tu żywy, z podrobami, sprawnymi palcami.
Gdy tylko cieplej - zrzucił szlafroczek zbrojny, pokazał światu napiętą pierś cherlawą i woła nad głowy naszemi:
Przebudziłem się! Byłem durniem!
Teraz oto dostępuję iluminacji i kroczę drogą właściwą.
Byłabym i owinęła paluszek krajem sukni co ma, no tak ze wzruszenia, udzielajacej się radości - gdyby nie dziwy nad dziwami.
Bo zamiana herbu z karminowej truskawki na rozbite żółtko - to akrobacja poglądowa niezwykle rzadka - a przez to i dająca do myślenia.
Garniturek rycerski zwieść cnotliwe niebogi może, bo pod nim żadna stal a rozgotowane spaghetii - od czasu do czasu czerwienią sosu skrapiane.
Jedni się tłuką, drudzy szczytują bo nick ożył, jeszcze inni jako tombaku skarbiec.
Omijam ostrożnie agresję, ekscytację, manipulacje i siadam przy spokojnych, zawsze stabilnych, gościnnych nawet gdy barwy inne.
Zadaniowi nawet już nie udają hobbystów.
Piewcy równości i wolności - uwiązani do kaloryferu wydumanego efektu.
I ta słodka naiwność, że coś mogą...
A życie płynie...z porami roku, w krwiobiegu naszych dzieci, w godzinach zmrożonych od absencji bliskości i humanitarnego spojrzenia.
Miną kluczowe daty i tylko jeszcze odszukać człowieka, siebie...godność zastawioną w komisie, by nabyć banał....czy nawet upodlenie...
Inne tematy w dziale Rozmaitości