Mogłabym tyleeee napisać...ale ograniczę się do hasłowej relacji.
Dla mnie zabawa, pakiet przyjemności - zaczęły się jeszcze przed ślubem i weselem.
Już wcześniej wiedziałam, że jade limuzyną - ale super niespodzianką było to, że miejsce przy Panu Młodym, który prowadził.
Ponad godzinę jechaliśmy przez nasze miasto - i tu przeżyłam szok!
Przez całą trasę klaksony, machanie nam łapką, faceci na wielkich motorach to samo. Miałam gęsią skórkę pomimo upału. No coś pięknego! I ma zaciśnięta krtań.....
Zabawna rzecz się wydarzyła. Bo Piotr woła do mnie -zobacz nasz kolega K. w aucie obok !!!
Zerkam i faktycznie. Tamten nie wiedział, że Piotrek żeni się i po opuszczeniu szyby - złożył mu życzenia.
Ja:
- Nasz znajomy ma Roksankę w aucie.
Piotr:
- Kupił sobie psa?
Ja:
-Rany, córeczka mu się niedawno urodziła!
Popłakaliśmy sie ze śmiechu:-)
No.... ale zdarzyła się wtopa.
Bo już za miastem - bolesna iluminacja - zapomniał odebrać bukiet z kwiaciarni.
Inni zawrócili, a my poczekaliśmy na parkingu.
Egoistycznie powiem - i dobrze!
Bo przymierzyłam się do super bolida.
Jedna z dziewczyn postanowiła przebrać się na tej stacji benzynowej. Chłopak miał jej pomóc - ale spocony wychodzi po 20 minutach i mówi:
-No nie mogę zapiąć jej sukni na plecach.
Na co ja:
-Milej tracić czas w drugą stronę:-)
Bukiet dojechał - potem ślub w kościele - sfilmowałam przysięgę.
Potem do lokalu na wesele.
Gdy nagrywałam ich pierwszy taniec - poryczałam się, tak centralnie - a gdy podczas tańca porwał ją na ręce - pogubiłam się i końcówka nagrywana na nowym pliku:-)
Podpinam ów urwany taniec do zobaczenia.
Cóż - jestem utkana z emocji:-)
Świetne menu, sympatyczni goście...
80% czasu spędziłam w ogrodzie przy knajpie - bo tam można było swobodnie w ten ukrop oddychać.
Raczej byłam cichym obserwatorem.
Gdy zamarzył mi się mrożony tonick - kelnerka nalała mi go do potężnej karafki. Idę spragniona do stołu w ogrodzie - a tu doskakują mnie mężczyźni czy aby czystą niosę:-)
Wyjaśniłam, ale i tak zaprosili mnie do swego stołu. Był etap opowiadania dowcipów - ja pasywna.
Zachęcają mnie - to zapodałam 3 najlepsze jakie znam.
Pospadali i stwierdzili, że właśnie należę już do ich rodziny - i oznakowali mą pierś symbolem gościa z rodziny:-)
Kupili mnie na pniu - łatwe to było i zaskakujące dla mnie.
Im dalej w noc tym ciekawsze miałam rozmowy - wyłuskiwali mnie panowie i jeden z dialogów trwał prawie 3 godziny.
Ale był naprawdę świetny, trudny, inspirujący.
W pewnym momencie podszedł Piotr i porwał mnie do tańca. Znamy się tyle lat, setki imprez razem - ale uświadomiliśmy sobie, że to nasz pierwszy taniec.
Zapytał - czy trenowałam kiedyś taniec - potwierdziłam.
Po jakiejś godzinie wyprowadził mnie w noc i mówi:
- Mam do ciebie prośbę - zaraz podziękowania rodzicom - podpowiedz mi co ująć w nich.Pomogłam, na co on:
- Nigdy nie zawodzisz.
Jego prośba, owe słowa - to kolejny cudowny dar dla mnie.
Sfilmowałam podziękowania i powiedział dokładnie to, co zasugerowałam.
Było pięknie, wzruszająco.... i o 6 am byłam już w swoim domku.
W wielkim skrócie - ale oddaje klimat uroczystości.
Inne tematy w dziale Rozmaitości