ladynoprofit ladynoprofit
583
BLOG

Oszukać przeznaczenie?

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 30

Wczoraj, w miłej pogawędce o lotach, drinkach, bojkach - odżylo wspomnienie o dawnym Kimś.

Miałam tyle lat, co obecnie moja Córka...

Moja Siostra ze swym chłopakiem wybierali się na odpoczynek do Zakopca.

W ostatniej chwili zaproponowali, bym pojchała z nimi.

Zaproszenie przyjęłam z ulgą, też dlatego by podleczyć emocje z kilku niedobrych spraw, wydarzeń. Taka niedobra kumulacja...

Zalogowaliśmy się w hotelu - a ja starałam się być invisible dla siostry z partnerem, by mogli cieszyć się sobą.

Pewnego dnia kupili mi bilet na dyskotekę, która odbywała się na minusowym piętrze.

Wolałabym hotelowy basen oszklony, z którego widać szczyty górskie - ale dopiero rok potem nauczyłam się pływać.

Pomimo świetnego przgotowania tanecznego - nigdy nie byłam dyskotekowym bytem.

Droga wejściówka nabyta - więc postanowiłam być obserwatorem z cichego kąta.

Piękna muza, ale świat nie mój...

I taką nieobecną wyrwało nagłe zaproszenie do tańca.

Właściwie chciałam odmówić - ale akurat zajecudny kawałek Foreignerów... - to poszlam w tany...

I śmieszna sprawa - bo ja 160 cm /do tego byłam na płaskim/, a Szwed Fabian 200 cm i gdy polożyłam mu łapki na ramionach - cała moja jedwabna bluzeczka poszła w górę.

A to zaś spowodowało, że jego dłonie trafiły na moje gołe nery:-)

I tu zachował się z niebywałą klasą, bo przerwał taniec i przeprosił, że dotknął gołej skóry - choć to nie jego wina.

Gdy kawałek wybrzmiał - postawił mi drinka - gdzie ja nie wiedziałam, że to coś alkoholem - założylam, że sama cola.

Ale zasmakowało...

Co z tego, bo gdy na chwilę odstawiony na blacie baru - znalazł złodziejską gardziel...

Fabian szybko kupił drugiego...

I teraz najlepsze...

Ktoś powiedział, że nieznajomość języków ułatwia porozumienie...

Bo ja francuski, rosyjski, trochę niemiecki...

A on - szwedzki,  i perfect angielski z niemieckim.

No i jak tu tkać dialog, do tego w piekle decybeli dyskotekowych...

Pytam czy lubi Chopina?

On w angielskim:

- Tak, uwielbiam pić szampana...

Ok...

Pytam, jakie ma życiowe hobby...

On zdumiony zerka mi w głaza i spłoszony mówi:

- Tak, jestem szczęśliwy...

Itd, itd...:-)

Zaproponował, byśmy wyszli w cichsze miejsce, na spacer po śniegu i takie tam.

Wychodząc minęliśmy Marylkę Rodowicz - ale nie klarowałam mu kto zacz - we francuskim i tak by nie pojął.

Ale na dworze nieprzyjemna zamieć, to on, że pokaże mi swój pokój...

I w tym momencie zapaliła mi się dziewicza lampka w głowie...Ale myślę, nie panikujmy...

Pojechaliśmy windą, on otwiera kluczem drzwi i jedno sprawiło, że dałam się zaprosić do wnętrza - w ramach  dania mi poczucia bezpieczeństwa -  zostawił drzwi szeroko otwarte na korytarz hotelowy....

Jak to w męskim pokoju - tsunami ubrań, sprzętu narciarskiego...

Nawet przy otwartych drzwiach kombinowałam, że jakby co - uciekam do łazienki...bo tam jest dzwonek do recepcji dla tych, co czasem mdleją w kąpieli.

Ja to mam łeb...

Ale nie musiałam się niepokoić, bo kulturka pełen wypas.

Wróciliśmy na dyskotekę i on poprosil mnie o adres.

Sądziłam, że żartuje - ale na serwetce napisałam.

On looka i mówi:

- Czy wiesz, że masz typowo szwedzkie nazwisko!?!

Przytaknęłam i wyjaśniłam łamanym angielskim, że przodkowie Taty z tamtych stron.

On zrewanżował się swoim adresem.

Na następny dzień wracał do swego Sztokholmu.

Spotkaliśmy się przy recepcji i wtedy wręczylam mu na pamiątkę takiego śmiesznego pluszowego pieska, z ogromnym zezem i miną bardzo niepewną:-)

Ucieszył się i tak go włożył do torby na ramieniu, że główka pieska miała czym oddychać:-)

Ochrzciliśmy pieska imieniem...Fabian...

Traktowałam to jako miłą epizodyczną, niewinną znajomość...ale kiedyś przy kolacji hotelowej tak się rozpłakałam, że strach...

No jakoś widać wzięło mnie.

Ale na nic nie liczyłam...

A jednak - 3 dni po powrocie do domu - w skrzynce jego list.

Po angielsku, więc ubieram się i pędzę do koleżanki co zna.

Ona tłumaczy - a tam, że on 2 metrowy, a śpi z tym pieskiem..

No rozwalił mnie tym i w ogóle niegasnący szok, że napisał.

I tak leciały przez Bałtyk nasze listy jakiś czas - moje tłumaczone przez znających angielski.

Nie wiedziałam w sumie jak definiować ową znajomość...ale nie to było najważniejsze.

I kiedyś odbieram telefon w domu - a tam jego głos.

No moment - nie otrzymał mego numeru - na co on - że wybrał się do konsulatu i zdobył.

Ucieszyła mnie jego determinacja...

Gdy zaraz potem jego słowa - że wykupił bilety lotnicze i leci do mnie...

Yyyyyy.....

Glęboki oddech - ok, niech przylatuje.

Odebrałam go na Okęciu i gdy stanęłam pod jego piersią - no żesz - nie zauwazył mnie, bo taka malutka jestem.

Odezwałam się i wtedy porwał mnie z radości do góry.

W domu dałam mu swój panieński pokój...

Przy rodzinnym obiedzie mój Tato pyta go w języku niemieckim - bo obaj spoko w tym narzeczu...

- Czy życie w Szwecji jest tak nudne jak filmy Bergmana?

Cytuję, gdyby ktoś miał wątpliwości co do intencji:-)

Dostałam wtedy płyty od Fabiana, też Foreignerów z naszym kawałkiem i podpisane - kochający Fabian.

Zaprosił mnie do siebie, do Sztokholmu...

I bylabym poleciala, gdyby inny mężczyzna nie pojawił się w moim życiu...

Ale to inna historia...i mniej finalnie radosna...Przy kawałku z clipu - poznaliśmy się, przy nim poprosił mnie do tańca...

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Rozmaitości