Ludzie spadają jak liście. Niezależnie od pory roku. Kruszeją pod butem własnych słów i czynów. Drzewo ma się dobrze, bo czas niesie i tak nowe soki. To ludzie ludziom, że wiosna zimą, albo zima latem.
I w lutym pysznią się zielenią listy, listki - kojąc zapachem zapowiedzi, że wbrew prawu natury już swe życie zaczynają, choć żyją od dawna.
Pod mymi stopami niewiele listnych, ale ważnych istnień.
Spadły, bo same tego chciały.
Jesień martwych dusz, to zawsze zaduszki nawet w lipcu, o każdej porze roku.
Ale drzewo zaszumiało sokami i listki otarły moje zauważenie, jak i zdziwienie.
Słowa od mężczyzny, z którym znajomość zaczęła się od burz, gradobicia, błyskawic argumentów.
Niełatwy początek. Ale prawdziwy. Z całą pulą świadków.
I kiedyś jego słowa - od startu zdeklarowanego wroga - choć wtedy nic absolutnie o mnie nie wiedział.
Mam kompleks Ciebie, bo prześwietlasz mnie w sposób wcześniej mi nieznany, zmuszasz do zastanowienia, do powtórnego przeczytania swoich postów, do zaglądania do środeczka egocentrycznej główki itp.
Swoją drogą pracuję nad sobą. Dzięki Tobie - ruszyłaś bryłę z posad świata ....
Dawno nie używane pokłady czucia i samokrytyki wyłażą na wierzch i życie stało się hmmm... mniej komfortowe.
Jesteś dla mnie wzorem empatii i szczerości, chcę się tego uczyć od Ciebie. Twoje emocje są po prostu namacalne... Chcę się uczyć... stąd rzadko biorę się za komentowanie czegokolwiek.
Wiem z autopsji, że działasz kojąco na popaprane dusze.
Nie przywołuję tych słów, by dodawać sobie centymetrów, upajać się, by główkę zadzierać wyżej niż zwyczajowo noszę.
Kiedy nie mogliśmy dogadać się z tym mężczyzną, zaprowadziłąm go w te miejsca gdzie mógł mnie zobaczyć, nagą, szczerą, spełnioną, lub rozbitą - czyli archiwum bloga z 7 lat pisania.
To był jedyny ratunek dla naszej komunikacji, gdzie trudno wyjaśnić jest, że nie jest się wrogiem, ale korzysta się z prawa mówienia tego, co się myśli.
Jego wnioski, a co za tym idzie - reakcja - zaskoczyły mnie i to bardzo.
Pewnego dnia poprosił mnie o pomoc - jako osobę niejako z boku - czyli: interpretację kryzysu w jego związku - już w 2 małżeństwie. Właściwie było już na krawędzi rozwodu - pół roku bez alkowy - jedynie awantury.
Rada to najdelikatniejsza odmowa pomocy. Dlatego unikałam rad - mówiłam jedynie co widzę, szukałam gleby, ziarna ich nieporozumień - nie będąc po niczyjej stronie.
I pewnego dnia dał sygnał o wygranej, że pogodzili się - także poprzez etapy trudnych - bo do bólu uczciwych - rozmów, które mu sugerowałam.
Cieszyłam się razem z nim.
Nie zapomniał też o nagrodzie dla mnie. Już następnego dnia skopał mnie bezlitośnie tak za nic. Irracjonalnie, jakby pomylił kobiece imiona.
Rozpoznałam w tym agresywnym potoku słów atrament - wstrząśniety, bo nie zmieszany - z alkoholem.
Trochę zajęło mi wyłuskanie w samej sobie - odpowiedzi na pytanie: ZA CO?
Iluminacja zaskoczyła mnie bardzo.
Racjonalnie chciał ratowania świeżego małżeństwa - do tego maleńki synek. Zaś w głębi serca - chciał się życiowo uwolnić rozczarowany związkiem, który miał być kojącym plastrem po pierwszej porażce.
Co z tego, że jeszcze przed ślubem odkrył mega oszustwo przyszłej. Bo kiedyś przyznała się do fascynacji "Samotnością w sieci" - nabył, przeczytał i włosy mu stanęły dęba. Bo miłosne listy do niego - to były kopie impresji bohaterki książki. Obietnice przyszłej - były kopią deklaracji fikcyjnego bytu z lektury. Słowo w słowo....
Pomimo lampki ostrzegawczej - ślub.
A po nim już tylko było gorzej.
Nie wolno mu bylo nic. Nawet jej zakaz uczestniczenia w rekolekcjach...
Trudno walnąć w tę, która urodziła mu dziecko. Trudno rozliczyć tę, która odbiera mu elementarne prawa. Dlatego najłatwiej skopać tę, którą szanował, cenił, która nigdy go nie zawiodła. I która nigdy niczego nie oczekiwała.
Ludzie spadają jak liście. Od dawna o tym wiem. Nie potrząsam drzewem, by lot im nadać.
Nie wytrzymują klimatu własnej gry, soków, bo inne ogrody im pisane.
Może piękniejsze, może pełne gryzoni i chwastów.
Epitafium zbyteczne.
Wolę cieszyć jaźń nerwami liści żyjących, prawdziwych w swym życiu osobnym, któremu się przypatruję.
Drzewo Poznania ma szorstkie konary.
Także wtedy, gdy nie sięga się po owoc.
Inne tematy w dziale Rozmaitości