Choć naprawdę wiele wiem o świecie mężczyzn, to nadal nowe elementy poznawcze dochodzą i szpetem zdumiewają.
Przypatrywać się mężczyźnie, gdy on o tej obserwacji nic nie wie - to najlepsza formuła zdobywania wiedzy o nim.
Daj sygnał, że jesteś, że widzisz, że jakieś zaintrygowanie i nagle podmiot obserwacji wykonuje dziwne ruchy, jakiś taki nieswój, obawy i lęki dopadają okolice jabłka Adama.
Zaczyna się etap męskiej gry. Niby zadowolony, że zauważony - ale gubi to, co było walorem obserwacji bez jego wiedzy.
Czuje się jak przed obiektywem.
Rasowy facet - przed okiem kamery nadal będzie sobą.
Błędem w świecie filmowym jest patrzenie w obiektyw, chyba że założenie tego wymaga.
Rasowy facet nie zmienia niczego, bo przecież nie pierwszy raz się zdarza, że ktoś na niego patrzy.
Zadziwia więc mnie bardzo sytuacja, w której odkrycie faktu patrzenia sprawia, że od tej chwili widzi się jakby kogoś innego.
Nieznośna trudność wytrzymania oka obiektywu. Niby trzyma dłonie w kieszeniach jeansów - ale mentalnie ma je na swej twarzy - by nie było go widać, choć chce podróży źrenic po swej grdyce, obojczykach, udach...
Taki ktoś zbytecznie szuka pułapek, broni się - choć nikt nie atakuje.
To, co go niepokoi nie sprzeda otwartym tekstem, tylko wywiesi to na plakacie publicznym.
Gdy zapytać, dopytać - plącze się w zeznaniach, by pod murem niemocy utrzymania swej zbytecznej roli - miast konkretu, rzucić nic nie mówiącym żartem.
To wszystko dzieje się w komfortowym świecie zerowych zależności, dlatego tym bardziej dziwi wplecenie kombinacji alpejskich.
Po lekturze "plakatu" z wyznaniem krytyki tego czy tamtego - założyłam, że ja mogę być adresatką tego zniesmaczenia.
Ale odrzuciłam, bo logicznym byłoby, że facet z jajami wybiera logiczną drogę: ja - właściwy adresat.
Ale na plakacie termin: lęk.
To wiele wyjaśnia.
Szkoda, że niepewność, męskie lęki wypierają właściwy potencjał osobnika.
Patronat specyficznej głupawki rodzi też nienajmądrzejsze pytania.
Dostrzeżenie mężczyzny nie jest równoznaczne z jego wielbieniem.
By wielbić - naprawdę trzeba do tego i więcej czasu, i więcej ..obserwacji:) I generalnie nie o próg wielbienia tu chodzi.
Ale nie zawsze tak jest.
Znam panów, którzy choć ze zdobytą wiedzą, iż kobieta patrzy - zostają sobą.
Zero przekłamań, histerycznych ruchów. Zero lęków i nawet niewerbalny od mężczyzny komunikat:
- Patrzysz? Ok, zapraszam...taki jestem.
Czas dokumentuje, że zero zmian - jest sobą.
Brak wchodzenia w dziwne role, brak opancerzenia. Nie płoszy go to.
I nic dziwnego.
Gdziekolwiek jesteśmy - wchodzimy w strefę czyjegoś wzroku, czucia.
Naturalna kolej rzeczy.
Nie wymaga to zmiany tempa kroku, masek, nowych strategii, jakichkolwiek strategii.
Zastanawiam się więc, skąd u niektórych zmiana tonacji w podawaniu siebie, kiedy partytura osobowości przecież ta sama....
Zawstydzenie samym sobą?
Nie sądzę.
Czyli jaka to przyczyna?
Inne tematy w dziale Rozmaitości