Od godziny, w której pojawiła się męska impresja o mentalnym SPA nad morzem - chodzę skuta bólem, żałość maltretuje me serce, a łzy solą podłogę...
Co tam fale morskie, spora klepsydra z plażowymi ziarenkami - kiedy On tam był, wyciągnięty powabem swego ciała...
Wytęskniona nagość jego torsu, której tu nie uraczysz...
Imadła jego ud...Mrrrr.....
Holenderska /topografia/ klata - z naklejką akuratnej gazety...
Nie zawłaszczałabym jego kosząco-taksującego spojrzenia, z parametrami śledczego turpizmu...
Rysowałabym kostką lodu na jego ciele synoptykę sondaży wg jego zamarzeń...
Odurza mnie jego...łabędzia szyja - tylko nie wiem, z jakiej dokładnie części historii o łabądku...
Jeśli blask w tłumie szarej, banalnej masy - to tylko od niego!
Świecący od suto polanego olejku firmy Coty Pogardy.
Czekałabym na niego z dobytkiem w grajdołku plażowym - nie z ręcznikiem - bo nie do fal mój wymarzony - ale z patrolu za tandetą...
Uważnie wyłuskałabym bolesną rozterkę w jego źrenicach - bo tłum nie ma wyborczego klubu wytatuowanego na czołach...
Zatopić w falach rozkosznej pogardy, także i swoich - żaden problem - ofiary na wojnie urlopowej muszą być - też po swej stronie.
Serce rwie się do gladiatora, który po męsku sam sobie wybrał miejsce, w którym chciał zaliczyć torsje mentalno-estetyczne.
Ale to past...
Wrócił już..
Minęła szansa na mój kobiecy raj...
Życie straciło smak, sens...
Materac szansy...odpłynął....
Zimą także....będzie już po ptaku...
Inne tematy w dziale Rozmaitości