Tyle ostatnio mówi się o parytetach, kobietach na traktorach - a to wszystko nie tak!
Bo....
Kobiecy orgazm porównuje się do ferrari: pełen werwy, z ogromną mocą pod maską, ale wymagający traktowania z najwyższą delikatnością.
Natomiast męski orgazm przypomina traktor: daleko mu do energii ferrari, ale za to nie zawiedzie w żadną pogodę i jest tak łatwy w obsłudze, że każdy 14-latek wystawi go z garażu i weźmie na jazdę próbną.
Czyżby to było tak banalnie proste, że za kobiece problemy z orgazmem odpowiada banda rolników, próbujących kierować ferrari?
Od dawna powtarzam: pokaż jak prowadzisz bolida, a powiem ci jakim jesteś kochankiem!
No tak - teraz już mnie nikt nie zabierze na jazdę:-))))
Ale ok - jedziemy dalej...
Mylą się ci, którzy zakładają - że rajdowe popisy, pirackie wariacje tu coś znaczą.
Zaprawdę powiadam - tajemnica leży w płynności prowadzenia swego pieszczocha.
Kiedyś jechałam do Słupska z pewnym panem - starszej daty - i przy każdym zakręcie ten całym ciałem pochylał się to w prawo, to w lewo.
Pytam się go - dławiąc śmiech - why?
Na to on:
- Wspomaganie przy zakrętach..
Na co ja:
- Na motorze ok, ale nie przy takiej masie auta.
No ale to inne pokolenie, do tego rasowy niedzielny kierowca.
Podczas spontanicznego wypadu nad morze z kolegami - w Gdańsku szukaliśmy miejsca do zaparkowania.
Trafiło się jedno w centrum, ale takie na ścisk.
Kilkanaście prób zalogowania się i kicha.
Na co mówi kolega pasażer...
- Wpuść mnie za kierownicę... -jego głos zdradzał już lekką irytację.
Jak rzekł tak się stało.
Cała nasz ekipa stoi na chodniku - a on w ciągu setnych sekundy idealnie się wmanewrował między inne auta.
Gdy wyszedł - pogratulowałam wręcz.
On - typowy, skromny introwertyk:
- E tam, proste...
:-)
Za jakiś niespełna rok wiózł mnie na lotnisko - to jest spora trasa z naszego osiedla.
Poezja - nie jazda...
Płynność nie tylko w prowadzeniu, ale decyzji zmiany pasa, zmienna tempa rewelacyjna - żadnego szarpania, żadnego pocałunku mego czoła z szybą - bo już takie historie zaliczałam. Poddana grzecznie kierownica, choć tylko na styku ze śródręczem....
Siedząc kolo niego - ja extremalna extrawertyczka do niego .... extremalnego introwertyka:
- Muszę ci to powiedzieć - i tu wyjaśniam co wyjaśniam:-)
On nic nie mówi - nadal lekko prowadzi - ale widzę rozpływajaca się dumę na jego licu, ów lekki uśmiech - choć mocno dyscyplinowany.
I naprawdę nie zdziwiło mnie zwierzenie koleżanki cudnej urody - podczas nocnego party na pobliskich polach:
- Nawet nie wiesz, jakim jest świetnym kochankiem!
Co miałam jej odpowiedzieć, że wiem, bo mnie wiózł? :-))))
Dalej....
W chwili ekstazy znika wszelka kontrola nad ciałem, pojawiają się mimowolne skurcze mięśni, również twarzy. Ciekawe jest to, że u kobiet podczas orgazmu wyłącza się ciało migdałowate, które na co dzień przekazuje informacje o... lękach i strachu. Oznacza to, że szczytująca kobieta jest wprowadzana w rodzaj transu.
Prawdopodobnie po to, żeby pozbyła się wszystkich negatywnych uczuć (u kobiet udających orgazm ośrodki kontroli emocji pozostają aktywne).
Mózg więc bardzo aktywnie pomaga nam w osiągnięciu rozkoszy – bo wiadomo, że gdy się czegoś obawiamy, przytłacza nas stres czy jesteśmy rozproszone, o wiele trudniej nam wejść na szczyt.
O tej zależności już kilka razy pisałam na blogu.
Panowie często o tym nie wiedzą, a to elementarna sprawa, jak swobodne zmienianie biegów - bo partacz zarżnie skrzynię. Automaty zostawiamy - bo seks - to tylko manualna:-)
Dalej...
Kiedy kobieta jęczy z rozkoszy, mężczyzna szybciej ma wytrysk. A wtedy zwiększa się szansa na zapłodnienie, ponieważ podczas orgazmu położenie pochwy najbardziej sprzyja temu, żeby nasienie dostało się do szyjki macicy.
Wielu badaczy twierdzi, że "zjawisko akustyczne" jest pozostałością czasów, gdy przodkowie współczesnego człowieka nie byli monogamiczni.
Seks oznaczał wówczas szybki numerek z kilkoma samicami – autorzy tej teorii uważają, że jęki samicy były sygnałem dla innych chętnych samców, żeby... ustawili się w kolejce. /Żródło: JOY: " Dobry orgazm, jak mała śmierć"./
Zerkam na cytat powyżej i jedna myśl: czyżbym była aż tak monogamiczna, gdyż szczytowanie wg mnie nie musi kroić decybelami gładzi gipsowej...
I clip, który łączy niejako dwa wątki z wpisu.
Będąc w Tampie, często gościłam w ogromnej jednostce wojskowej.
Żadnego stresu, gdy rosły, opalony marines w moro - sprawdzał mnie na bramce - powiedziałabym - wręcz przeciwnie:-)
Na terenie był sklep - z militarnymi ulgami - czyli bez Vatu, akcyzy.
Pewnego dnia nabyłam CD.
Za śmieszną kasę.
The Voice Within - to jedno nawiązanie do treści.
Drugie - że dziewicze odsłuchanie zawartości nastąpiło już w aucie.
Reasumując: nie ma to ja wyłączone kobiece ciało migdałowate, przy włączonym silniku bolida:-)
Inne tematy w dziale Rozmaitości