Ogrzewamy się, spopielamy, rozpalamy...
Intencja - to taka dziewczynka z zapałkami.
Podchodzi do niej kontekst i robi użytek...
Bierność wobec stosów z ludzką godnością, kończy się, gdy ci sami podpalacze docierają do intymności, uczuć biernego.
I podżegacz podpalaczy nagle woła -to boli...
Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.
Ale do chwili, gdy języki ognia nie bąbelkowały skóry do 3 stopnia poparzeń duszy - dewastatorzy wolności i godności - byli ok.
Nawet pomagało im się w rozniecaniu kolejnych pożarów. Tak w tle, z kompulsywnym myciem rąk...Konotacja z Biblią - właściwa.
Faryzeizm kocha ogień - ma spopielać ślady, podejrzenia, prawdę.
Życie jako życie potrzebuje ognia.
Nie napalmu - ale ognia...
Dmuchając nie rozniecimy iskry do płomienia.
Dmuchanie gasi jedynie pożądanie.
Utrzymać żar może tylko mądra uważność.
Pozostaje wartość kaloryczna koksu atencji.
Można rozpalić ciało zostawiając zamrożoną duszę.
Rozpalając duszę - zawsze rozpala się i ciało.
Mijamy w życiu rozognionych, poparzonych, z przeszczepami naskórka wartości...
Mijamy i tych, którzy niosą światło jak niegasnąca lampka w sakralnej ciszy.
Magii i romantyzmu ziewającego słońca nad linią horyzontu nie gasi wiedza, o mega wybuchach na jego powierzchni - które nawet zaciemniały całe metropolie nagłym brakiem prądu.
I zawsze już tak będzie, że ktoś poda nam ogień.
Albo, by nas uratować...
Albo, by nas zniszczyć...
Bo intencja, bo kontekst.
To nie ogień nas ubiera.
To my ubieramy ogień...
Inne tematy w dziale Rozmaitości