Niezadługo zdamy sobie sprawę, że już nie to jest najważniejsze: umierać za idee, style, tezy, hasła, wiary; i nie to także: utwierdzać się w nich i zamykać; ale co innego, ale to: wycofać się o krok i zdobyć dystans do wszystkiego, co nieustannie wydarza się z nami. Witold Gombrowicz
Bo i kto dziś umiera za idee?
Idee to protezy, marne preteksty - by skanalizować swoje frustracje, porażki, nagromadzony gniew.
I suną tacy tetrycy - niezależnie od wieku - oparci na balkonikach ortopedycznych uprzedzeń i śnią o sprincie bohatera narodu.
Bo i kto umiera dziś za idee?
Odwrotnie - zabijają dla idei - która to ideą w ogóle nie jest.
Na gwałt szuka się dekoracji dla własnych porażek - Norweg, który gdzieś tam zwierza się z ciągłego odrzucania go przez kobiety.
Ale on jeszcze pokaże - tchórzostwem naładowanej broni wobec bezbronnych.
Gdyby pozabijał te, które go zawiodły - byłby pospolitym zbrodniarzem.
Lepiej na galowo - w rynsztunku...bohatera za sprawę.
Lepiej dla niego - bo etykieta inwalidy społecznego - uwierałaby, a i szum medialny odpada.
Zaistnieć.
Nie dla być, nie dla żyć.
Ale zaistnieć.
Bo łatwiej zaistnieć niż żyć.
Nasza scena polityczna - te same nazwiska zmieniają idee, jak bieliznę każdego dnia.
Ich dawni wyborcy w epileptycznym chórze: zdrajcy, zaprzaństwo!
Oj naiwni, naiwni....
Nie trzeba oglądać takiej czy innej stacji, selekcjonować periodyków.
Naiwny zostanie naiwnym - nawet na bezludnej wyspie z korzonkami na obiad.
Naiwna nie wie, że zachwycając się frazą o psach Pawłowa, zlizywaniem papki - sama z pietyzmem bezmyślnego języka - zlizuje papkę z monitora swego kompa.
Ma tylko inne oznaczenie - ale to też papka.
Żeby zaistnieć - trzeba staranować dystans - do samego siebie.
Jak po kremacji własnego jestestwa - rozsypać drobinki na największe pole uwagi innych - jakie tylko zdoła się zaśmiecić.
Naiwni pełną pojemnością płuc wdychają ten popiół.
I z taką pylicą czują się ważni, mądrzy, akuratni...
A zaistnieć dla kogoś - tak prywatnie, intymnie?
Poprzez ufność, otwartość, rozłożenie ramion swych tajemnic?
Nie.
Ufność nie jest żadną wartością, bo nie ma jej już w słownikach tej epoki. Zastąpiono ją naiwnością - choć naiwnością nie jest.
Podobnie z wrażliwością.
Wrażliwi umierają każdego dnia. Po co komuś trup? Nawet jeśli o poranku parzy kawę z aromatem łazarzowej story.
Ważniejsze są plecy, na których wygodnie można podróżować przez życie.
Jakże często rezerwujemy czas, szacunek, swój potencjał dla obcych - bo bliskość tak banalna i prawie oczywista.
Dlatego zaistnieć można jedynie przez dystans.
Przez chłód, który jest tak obcy.
Przez odejścia, których się nie chce.
Ale po co zostawać, jeśli nie można wtedy zaistnieć w tym najlepszym słowa tego rozumieniu?
Inne tematy w dziale Rozmaitości