Największe natężenie objawów wiązało się z aktywnością wyższych poziomów świadomości, w których dominuje egocentryczna i emocjonalna koncentracja na sobie. Taka osobowość może stanowić dyspozycję do ujawnienia zespołu depresyjnego.
Wyniki opublikowano w „Rocznikach Psychologicznych” (2010, t. XIII, nr 2, s. 181–197).
Czy to nie paradoks, że próby podporządkowania świata, okoliczności, innych ludzi - nie wznosi gmachu spełnienia, nasycenia?
Wektor w drugą stronę - im bardziej drapieżny egotyzm, tym większe poczucie porażki, rozmijanie się z tym, co może ukoić, uszczęśliwić.
Bo najciekawsza strefa splotu oddziaływania wzajemnego to ta pomiędzy altruizmem i egotyzmem.
To fakt, że życie czasem rzuci nas na rogatki tej przestrzeni - dokona się altruizm - także ten niezamierzony - lub zamanifestuje się egotyzm - jak najbardziej wypracowany.
Kiedy tak naprawdę doświadczamy drugiego człowieka?
Kiedy wzrok krzyżuje się na tym samym poziomie - niezależnie od różnicy wzrostu.
Kiedy komfort innych jest tak samo ważny jak nasz.
Egotyzm może być zespolony z drugim bytem do granic zespolenia /seks/ - a i tak jest tam tylko jedno imię, potrzeba jednej osoby, zaspokojenie - podobnież.
Galaktyka egotyka składa się z jednej planety i tysięcy jej satelit.
Tam dokonuje się jedna historia, jednego bohatera - reszta to przypisy.
Prawo do różnicy?
Zapomnij!
Dekalog egotyka to jak dopasowana prezerwatywa przywilejów do erekcji jednego ego.
Ktoś skonstatuje: ten to się ustawił, ten to ma dobrze.
Pudło!
Jego rezydencję stanowi depresja.
Casus kury i jajka...
Wiele na to wskazuje, że to depresyjna osobowość jest akuszerką rasowego egotyka.
Uniewinnienie z tego tytułu - niczego nie zalatwia - bo delikwent i tak odsiaduje wyrok zimnego, ciemnego życia.
Rasowy egotyk wcale nie musi taranować innych rozbrykanym czołgiem.
To może być nieśmialość - jakże pozorna, rodzaj tej cichej rzeki, co zabiera kilometry brzegu ze sobą.
Taki rodzaj sapera przebranego za lokaja.
Z pochylonym usłużnie karkiem precyzyjnie rozsiewa miny, by w dobrze obliczonym czasie - je zdetonować.
Egotyk z cekinach egotyzmu - rzadko nas nabierze.
Łatwo się taką wyrazistą zachłanność pacyfikuje.
Gorzej z tymi, co twarz wykrzywiona w grymasie ofiary, a bezkrwiste usta mantrują przeprosiny za swe istnienie.
Dwa razy w życiu dałam się nabrać na tego rodzaju teatr.
20 lat bliskiej znajomości, przyjaźni - gdzie nawet nie zauważylam, że to ja stale jestem OIOM-em na bolączki tamtej dziewczyny.
Tylko raz poprosiłam o wsparcie - mentalne - odmowiła.
Księga mego życia już nie zawiera tego imienia.
Moja rówieśniczka - nigdy w związku, nadal dziewica.
Cały ciąg terapii przy równoczesnym ograbianiu bliźnich z ich praw.
Raz jeden oświadczył się jej mężczyzna. Była w nim po uszy zakochana.
Jak zareagowała?
Że ma pomykać - bo teraz jest zajęta zakupami...
Kolejna terapia, bo facet pokochał inną, ożenił się etc.
Po wielu latach - jałowych w zainteresowanie jej osobą przez mężczyzn - poznała w pracy Pawła.
Prawie dekadę młodszy, szalenie przystojny, inteligentny - poczuła, że złapała Boga za pięty.
Już czas, by dokonało się...
Ale nie...
Rozpoczęła okrutne poniżanie jego osoby wsród współpracowników.
Jej argumentacja - to miał być test na ile ją kocha, ile wytrzyma.
Nie wytrzymał....
Po jakimś czasie pytam, czy jednak co między nimi.
Ona do mnie:
- Najpierw musi odrobić lekcję! Przepracować swoje błędy...
Moja zaś asertywność na granicy wylewu...
I mówię do niej:
- Moment, on zafascynowal się tobą, chciał budować związek, ty go brutalnie publicznie poniżasz i on ma jakąś lekcję odrobić?
Cisza...
I jej cichszy głos...
- No tak, w sumie masz rację...
Do dziś jest samotna, 3 razy dziennie po 12 tabletek antydepresantów...
Skrzyżowanie wzroku z drugą osobą, choćby mantalna symetria - to rozkosz nad rozkosze!
Wtedy świat nie dzieli się na batutę i instrument.
Wtedy świat nie dzieli się roszczenia i petenta.
Rezydencja depresji...For Sale...
Inne tematy w dziale Rozmaitości