ladynoprofit ladynoprofit
284
BLOG

Suwerenność...

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Niby "na działkach" nie dzieje się nic...

Pory roku ...nieczułe na wydarzenia, batalie, uniesienia - płyną swym rytmem.

Rześkie poranki zdają się mówić - już nie jesteś tam gdzie wczoraj, ale daleko ci jeszcze do jutra...

Wczoraj o świcie nie mogłam przewidzieć, że los opatrzy datę tytułem "Kronika wypadków miłosnych".

Upały potrafią zahibernować, chłód następnych dni...ogrzać - choćby rozwodem z zamrożeniem emocji, duszy....

Tama musiała się poddać, pod naporem uczciwej pracy w strefie arktycznej bazy problemu. Musiała się poddać pod naporem prostej prawdy, zwyczajowego czucia życia, siebie.

Telefon.

Czekam więc na gościa, rozświetlając intymny mrok salonu blaskiem świecy...

Poczęstunkiem mogłam być jedynie ja, pod koniec miesiąca...tylko takie menu.

Uważnie wsłuchuję się w relację zaplątań miłosnych.

Bo on, bo tamten i jeszcze ktoś z przeszłości.

Jeden budzi się z letargu - bo nie chce jej stracić, drugi przeklina pierwszego, że zachciało mu się wybudzać - trzeci sam nie wie czego chce.

W końcu po 2 godzinach zwierzeń pyta mnie, co ma robić?

Zaczęłam od tego, by wyszła ze strefy presji bohaterów jej zwierzeń.

Mówię:

- Jesteś bombardowana nawet nie tyle oczekiwaniami tych mężczyzn, ale wręcz rozkazami co masz robić. Analizujesz męskie roszczenia - inkrustowane to miłosnymi wyznaniani, to gniewem i agresją - bo klimat rywalizacji. Może warto każdemu przypomnieć - a zwłaszcza samej sobie - że w tym musisz być suwerenem. W innym wypadku nie usłyszysz siebie, nie rozpoznasz swych emocji.

Pyta mnie, co oznacza być suwerenem...

No tak...

Najwłaściwiej jest zapodać eksplikację inną historią, prawdziwą, ale nie obciążoną decyzyjnością mego gościa.

Zderzyłam się z nim w necie. Pure przypadek.

Dialog na tyle smaczny, inspirujący - że dokonała się jego kontynuacja.

On z mego rocznika, po socjologii - samotnie wychowujący córkę w wieku mej latorośli. Samotnie - bo pognał żonę, która nie chciała być ani żoną, ani matką... Bywa...

Nalegał, by poznać się osobiście.

Odrzucałam ten pomysł z wielu powodów.

To była epoka mej osobistej golgoty, ale nie był to czas na nowe męskie imię.

Wykombinował więc, że spotka się ze mną jako kolega, rozmówca - który dobrze się czuje w naszych spotkaniach dialogowych.

U mnie w domu akurat remont - na co on - tym lepiej - będziesz się czuła bezpiecznie z ekipą remontową.

Przyjechał wiec z odległego miasta.

Otwieram drzwi - on w stylu luzaka - skórzana kurtka, jeansy, plecak na jednym ramieniu i metrowa róża...

Przebył remontowy chaos i usiadł w salonie.

Rozmowa swobodna, pełna śmiechu, lekkości - jakbyśmy się znali lata całe.

Ale taki efekt uzyskuje się szczerością na starcie znajomości.

Pan od remontu dyskretnie lookał na nas, nie przerywając swej pracy.

W tamtych latach brakowało mi takich normalnych rozmów, ludzi, którzy przychodzą nie po to, by uderzyć kamieniem okrucieństwa.

To wszystko czego mogłam chcieć, to wszystko co mogłam wziąć.

W tle naszej rozmowy sączył się najnowszy krążek Darren'a Hays'a.

W pewnej chwili przerwał dialog, wstał, podał mi dłoń i poprosił do tańca.

Oporowałam, bo "sala balowa" z drabinami, pyłem gładzi gipsowej, facetem malującym okna.

Wygrała jednak jego stanowczość.

Rytm tańca zgrany z metrum Insatiable.

Zanim wybrzmiał kawałek - iluminacja we mnie - to tak może wyglądać życie?

Kiedy żyje się w grobie, z czasem wierzymy, że to naturalna przestrzeń...

Na te kilka chwil ponownie poczułam się kobietą. Nie erotycznie, ale tak po prostu.

Jednak moja samotność nie mogła korespondować z jego samotnością - więc wymyśliłam sobie - że pomogę mu wyrugować samotność inną samotnością.

Nie nazwę tego swataniem - raczej stworzeniem szansy - dla niego i mej przyjaciółki.

Moja rola zaczynała się i kończyła na podaniu im swych namiarów.

On z innego miasta, ona z innego i ja jeszcze z innego.

Jednak pierwsze ich spotkanie zaplanowali w mym mieście.

Odmówiłam, by 1 randka odbyła się u mnie.

Poznali się wiec w wybranej knajpie - ale 2 godziny potem już dzwonili do mych drzwi.

Sympatycznie, wesoło - ale we mnie naturalna ciekawość - jak siebie wzajemnie odebrali.

Kolejne godziny spadają z zegara - pytam więc subtelnie kiedy mają swoje pociągacze.

On, że swój ostatni za 40 minut. Popłoch. Jeszcze zdąży.

Gdy nagle mówi, że może przekimać się na podłodze.

Ja racjonalnie:

- Nawet gdyby - nie masz kosmetyków, banalnej szczoteczki do zębów - nie mam zapasowej.

Na co on z uśmiechem wyciąga z bagażu spora męską kosmetyczką.

Cfany!

Szybko ustalamy, że on śpi w salonie, ja z przyjaciółką w sypialni.

Gdy ona poszła pod natrysk - wyciągam go na balkon.

I rozgorączkowana pytam szeptem:

- I jak, i jak?!

On, że fajna, miła, ładna...

Przerywa - z namysłem zaciąga się cigaretem patrząc w niebo...

Ja:

- Ale...?

On nie patrząc na mnie:

- Jest jeden problem, gdyby ona mogła być tobą...

We mnie sprzeczne emocje - bo z jednej strony miło usłyszeć takie słowa, z drugiej - naprawdę liczyłam, że może im się uda.

Gdy ulokowałam ich w łóżkach - sama zamknęłam się w kuchni i myłam stertę naczyń.

Gdy gdzieś po godzinie on nagle wchodzi - w samych bokserkach.

Myślałam, że zawał zaliczę.

Byłam pewna, że oboje już w głębokim śnie.

On:

- Możemy pogadać?

Ja:

- Ok - ale zrób nawrót i ubierz się.

Pojawił się jedynie w jeansach.

Nie pytając - zaczął wycierać naczynia.

Niby mieliśmy zatopić się w dialogu - ale tylko muza z radia wypełniała kuchnię.

Zrobiła się tak gęsta atmosfera, że mogłam już tylko powiedzieć:

- Dziękuję za pomoc - idziemy spać.

Miedzy nim a moją przyjaciółką nic się nie nawiązało.

Między nim a mną - też nie - bo nie mogło.

Bo suwerenność moja.

Dla tej suwerenności - sięgnęłam po tę historię we wczorajszym spotkaniu.

W tamtym okresie podległam presji - ale jakże innej niż mój wczorajszy gość.

Presja kata, presja mężczyzny, który chciał być moim mężczyzną.

Ale najsilniejsza była presja bólu, który znaczył każdą kartkę kalendarza.

Ból to zawsze zły doradca.

On przekrzyczy zasady, wartości, przypudruje sens, dla makijażu łatwych, przyjemnych rozwiązań.

Odseparować się od bólu, który już stanowił składową osocza?

Cholernie trudne, ale jednak możliwe.

Życie ułożyło się, jak się ułożyło - ale nigdy nie żałowałam tamtej decyzji.

Jakże kusiła latwość i uroda nawet romansu.

Na pewno ściszyłby decybele bólu - ale nie wyrugowałby go.

Prowizorki, atrapy, aneksy - nie są biblią suwerenności.

Czas mej opowieści zjadł połowę świecy.

I słowa koleżanki:

- Nawet nie wiesz jak mi pomogłaś...

Przy pożegnaniu sięgneła do torebki i położyła banknot na mym biurku.

Zaskoczona pytam:

- Rany, co to ma być?!

Ona:

- Nie gniewaj sie, przyjmij. Wiem w jakiej trudnej sytuacji jesteś. Ale wiesz - twoja pomoc, bez wciskania mi tego co chciałabym usłyszeć, przewyższa wartość banknotu.

Już na progu pocałowała mnie w policzek, prztuliła mocno.

I jeszcze woła z korytarza budynku:

- Jakie to było słowo?

Ja:

- Suwerenność...suwerenność...

 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości