Ellyn Kaschack w swej "Nowej psychologii kobiety - podejście feministyczne" wyraźnie pisze, że propaguje kobiecość, która jest w niej, a nie feminizm, który jest czymś zewnętrznym.
Cytat ten umieściłam we wczorajszym komentarzu pod wpisem o deprecjonowaniu kobiet.
Prawie dekadę zajmowałam się badaniami feminologicznymi - nie mylić z feminizmem - choć i on siłą rzeczy pojawił się w kwerendzie.
Obraz kobiety, jej sytuacja społeczna, zawodowa od starożytności po współczesność.
A. Aliti pisze: "Zostałyśmy oszukane przez mężczyzn i przez siebie".
Wg mnie - bardziej przez siebie.
Walka płci /jaka walka?!/ to pikuś, wobec tego - co kobiety czynią wobec samych siebie.
Gdy 8 lat temu zaczęłam blogować, dopadła mój blog szarańcza kobiet, które przez dwa lata atakowały me osobiste, intymne wpisy. Cała litania wulgaryzmów - tych najcięższych, bez żadnych odniesień merytorycznych.
Na swoich blogach niewinne, radosne dziewczątka.
Szukałam odpowiedzi na pytanie, co budzi ich agresję, tak niskie instynkty.
I jeden z mych czytelników - dziennikarz z Warszawy napisał do mnie list z eksplikacją takiego stanu rzeczy.
Pisał:porównaj ich blogi z Twoim. To po pierwsze.
Druga rzeczy - codziennie komentuje Cię około 20 mężczyzn, czasem wększa liczba.
U nich tylko babiniec.
To jest Twoje przewinienie. Na które nie masz wpływu, ale dla nich to Twój grzech.
Fakt, nie ma się wpływu na to kto czyta, kto komentuje. To rozgrywa się już poza intencją autorów blogów.
Jedna z grupy atakujących - zbuntowała się wobec takiej pragmatyki i na tyle się otworzyła, że postanowiła poznać mnie osobiście.
Gościłam ją w domu wiele razy, choć ona ze stolicy.
Mamy kontakt do dziś - w lipcu wyszła za mężczyznę, którego poznała w moim mieście.
Gdy otwarcie pytałam ją dlaczego atakowała mnie z innymi - prosiła - nie pytaj! Nie ma zadnego logicznego argumentu.
I tu jest owa różnica pomiędzy represjonowaniem kobiet przez mężczyzn czy kobiety.
Mężczyźni ranią w miarę logicznie - choćby to była tylko ich pokręcona logika.
Kobiety w ciosach są bardziej irracjonalne.
Obrazowo: kobieta pogłaszcze cię z uśmiechem po plecach, tylko po to, by wybadać najlepsze tam miejsce do wbicia noża.
Panowie - centralnie - z bańki!
Można stracić przytomność, ale o dziwo łatwiej się to znosi niż gruczoły jadowe w białych rękawiczkach.
Tak, tak - nie zapominam - też jestem kobietą.
Ale nigdy nie zdarzyło mi się deprecjonować innych kobiet, także w sieci.
Po wtóre - setki razy podejrzewano w necie, że jestem facetem.
Nawet z nickiem ladynoprofit, także tu na salonie.
Na banalnym kurniku gracz do mnie:nie możesz być kobietą, kobiety tak nie myślą.
Tak to znaczy jak?
Logicznie, z twardą argumentacją, z wyłuskiwaniem sprzeczności?
Jakiś czas temu nawiedziła mnie koleżanka z winem w ręku i zagrychą prośby:
- Miałam wczoraj poważną rozmowę z kolegami w pracy. Powiedzieli, że jestem ok, że bardzo ładna - ale zero kobiecości. Naucz mnie kobiecości!
Jeszcze wcześniej kolega na swoich imieninach do mnie:
- Naucz mej żony kobiecości.
Niestety - tak to nie działa.
Nie dlatego, że nie może tego kobieta zmienić w sobie.
Ale jedyna droga - to samej tego chcieć i samej dokonać.
Sama anatomia kobieca - to za mało.
Trzy lata temu zarchiwizowałam ku pamięci pewną męską opinię o mnie:
Bo masz i cipkę, i jaja w mózgu - a to bardzo podniecający amalgamat.
W szorstkim, testosteronowym dialekcie - ale sprawiły mi przyjemność te słowa. Zresztą to samo, ale w wersji soft słyszałam od innych panów.
Potrafię zachwycić się i kobietami, i mężczyznami.
Bo nie płeć stanowi o atrakcyjności, o tym wszystkim co przyciąga innych, co intryguje, co inspiruje.
Jasne - napięcie damsko-męskie - zawsze będzie dokonywało się. Przyroda.
Jednak i ono nie ma szans zaistnieć - jeśli nie ma sprzężenia zwrotnego.
Nie uznaję solidarności jajników, jak i plemniczkowej.
Bo ona zawsze pojawia się wtedy, gdy brak argumentów na poparcie stanowiska - więc choć w ramach tak sztucznie pojmowanej lojalności.
Ta sama kobieta potrafi podnosić kwestię ochrony praw kobiet - a RTG jej postawy ujawnia jak lekko deprecjonuje inne kobiety, bo to czy tamto.
Mężczyznom wystarczy termin: mężczyzna.
Kobietom też powinno wystarczyć pojęcie: kobieta.
Nie jakaś wojująca, pasywna, feminizująca etc.
Być kobietą nie jest łatwo i nie mam tu na myśli biologii, rodzenia etc.
Być kobietą, by nikt za jej plecami nie prosił innych, by nauczyć jej kobiecości.
I taki sobie - zapomniany już nudziarz...
Inne tematy w dziale Rozmaitości