Rozum zakopany w odległości trzystu kilometrów od najbliższego posterunku sumienia.
Myśli spadają karne wobec cyklu nigdzie nie zdefiniowanego.
Rdza wniosków odcina się kontrastem wobec pastelowej mgły pytań.
Lewa strona serca już ścinięta nadchodzącym mrokiem niepewności, gdy prawa wyszarpuje gasnące ciepło nadziei.
Nazwij to...
A jeśli nie?
Niech liście ocierają się o nagość ramion kiedyś-teraz ujawnioną.
Niech biblijnym gestem woda zmywa kurz ze stóp... zebrany z dróg pozamykanych kluczem przeszłości.
Oddziel pragnienie od pragnienia. Zawekuj na zimę... opatrz nazwaniem.
Laur gospodarności dla ignorantów.
Jesienne przetwory emocji, pasteryzowanie tego, co chce jeszcze sokiem, nienaruszonym nerwem...dotknąć krawędzi ust.
Duma z poprawności szydzi za plecami.
Obrażony grzech cedzi coś przez zęby, bo nie zaproszony na listę gości.
To lewa część serca.
Prawa myśli jeszcze latem, prawa jeszcze unosi piersi w pełnym oddechu otwarcia się na horyzont.
Tnący spokój dualizm ..bo prawa...bo lewa...
Ciało to tylko ciało.
Zawieszone pomiędzy szczytami uległości i dyscypliny.
BDSM sumienia.
Bondage nadgarstków woli, pragnienia, możliwości...
Tylko czasem...nie wiedzieć dlaczego czyjaś dłoń ścierająca łzy jeszcze nienarodzone.
Tylko czasem dłoń z nieistniejącego kierunku świata... podaje krople wody na sacharę czekania.
Trudno dziękować w więzach.
Trudniej jeszcze zrozumieć...dlaczego...
Diamenty kropel podanych... latarniami morskimi dla żywej toni mych emocji. Nigdy nie pasteryzowanych. Dlatego otwartych na proces.
Inne tematy w dziale Rozmaitości